niedziela, 20 października 2013

Rozdział 3.

Edit: Jest już nowy szablon, wykonany przez cudowną Jill z Zaczarowanych Szablonów. Co sądzicie? Bo ja go uwielbiam. <3

Żeby nikt się nie zgubił:
Robert = Teo = szef.
Ethan = Zick.

Szatynka siedziała w swoim samochodzie, wpatrując się w sygnalizację świetlną i cierpliwie, czekając na zielone światło. Nagle do głowy przyszło jej wspomnienie ostatniej wizyty w Leeds. W jednym momencie jej oczy się zaszkliły. Tęskniła za mamą, dlatego jeździła na cmentarz tak często, jak tylko mogła. Chciała za wszelką cenę dzielić się z nią smutkami i radościami. Nawet jeżeli oznaczało to mówienie do marmurowego nagrobka. Gdzieś w głębi duszy wiedziała, że mama jest przy niej i jednocześnie była na siebie wtedy zła, bo przypominała sobie momenty, których nie chciała, by jej rodzicielka była świadkiem. Sygnalizator ukazał odpowiednie światło i szatynka od razu wyrzuciła z głowy wszystkie myśli. Chciała jak najszybciej dotrzeć do mieszkania, w którym się wychowała i na jej szczęście nie było zbyt dużego ruchu, więc pod domem zaparkowała po pięciu minutach. Wyszła z samochodu i ruszając w stronę domku, załączyła alarm. Stanęła przed drzwiami i już miała naciskać klamkę, kiedy niespodziewanie drewniana powłoka otworzyła się, a dziewczyna w jednej chwili znalazła się w objęciach wyższej od siebie blondynki.
 - Melanie! Tak dawno nas nie odwiedzałaś – mówiła, tuląc do siebie pasierbicę.
 - Ciebie też miło widzieć, Sue – zaśmiała się, wtulając się w kobietę. – No wiesz, miałam dużo... sesji.
 - Rozumiem – wypuściła dziewczynę z objęć, po czym z szerokim uśmiechem wpuściła ją do środka.
Dziewiętnastolatka zdjęła z siebie płaszcz oraz buty i ruszyła w głąb mieszkania. Nie dane było jej jednak wejść do jakiegokolwiek pomieszczenia, gdyż zatrzymała się słysząc głośny pisk i tupot drobnych stóp. Uśmiech na twarzy dziewczyny powiększył się, gdy zauważyła biegnącą w jej stronę czterolatkę.
 - Mili! – usłyszała piskliwy głosik, przez co cicho się zaśmiała.
 - Liz, skarbie – odezwała się szatynka, biorąc na ręce dziewczynkę i mocno ją do siebie przytulając. – Urosłaś, wiesz?
 - Naplawdę?
 - Oczywiście! – odpowiedziała i z blondynką na rękach udała się w stronę kuchni, gdzie siedział również Thomas.
 - Mel, słonko – uśmiechnął się mężczyzna, po czym pocałował córkę w policzek.
 - Hej, tato.
 - Dawno cię nie widziałem.
 - Miałam dużo pracy.
 - Cieszę się, że pracujesz – odparł z dumą w głosie, która przygasiła trochę entuzjazm dziewczyny.
 - Przecież musze jakoś się utrzymywać – uśmiechnęła się delikatnie.
 - Kawę? Herbatę? – przerwała rozmowę kobieta.
 - Kawę – odpowiedziała i już po chwili kubek z parującym napojem stał tuż przed nią. – Dziękuję.
 - Pobawis się ze mną? – zapytała nagle Elizabeth.
 - Jasne, księżniczko. Już idziemy – zaśmiała się szatynka, puszczając dziewczynkę, która chwilę później ciągnęła ją do salonu.

***

 - Zayn? – odezwał się Liam, jednak brak jakiejkolwiek reakcji ze strony bruneta, całkowicie wyprowadził go z równowagi. – Zayn, wstawaj, kurwa! To nie czas na spanie!
Słysząc gwałtowny ton szatyna i domyślając się, co za chwilę może się wydarzyć, Louis szybko rzucił się w stronę Malika, przez co obydwaj spadli z niewielkiej kanapy. Zdezorientowany Payne przyglądał się uważnie swoim przyjaciołom, którzy dosłownie zwijali się ze śmiechu. Nie poznawał ich. On nie był taki jak reszta i dokładnie wiedział, że coś jest nie tak, a...
 - Dobra! Koniec wygłupów. Dokończmy tą sesję i wracajmy do domu – odezwał się Niall.
 - Popieram. Jestem wykończony – dodał Harry.
 - Nie bardziej niż Zayn – zaśmiał się Tomlinson, czochrając włosy Mulata.
 - Tommo! – wydarł się Malik, czym wywołał kolejną falę śmiechu u przyjaciela. – Już nie żyjesz! – dodał i już po chwili obydwaj ganiali się po całym studiu zdjęciowym.
 - Gorzej niż dzieci – skomentował Liam.
 - Fotograf nas jednak dzisiaj zabije – dokończył Horan.

***

 - Nadal nie mogę uwierzyć, że moja córeczka jest sławna i tak dobrze radzi sobie sama – odezwał się Thomas, upijając łyk swojej kawy.
 - Tato, to zwykła praca, poza tym nie jestem sławna. No i niby dobrze płaca, ale za to przez pół dnia muszę paradować w jakimś śmiesznym stroju – przewróciła teatralnie oczami, na co mężczyzna i siedząca z nimi Sue, zaśmiali się.
Elizabeth już dawno spała po długiej zabawie ze swoją, przyrodnią siostrą, która jeszcze przed snem śpiewała sześciolatce kołysanki. Dziewczynka uwielbiała spędzać czas z Melanie. Świetnie się dogadywały. Szatynka uwielbiała małe dzieci i miała do nich niesamowite podejście. Dziewiętnastolatka siedziała z Thomasem i Susanne w kuchni, dopijając swoją kawę i rozmawiając z nimi dosłownie o wszystkim. Lubiła z nimi przebywać, a czasem wręcz tego potrzebowała. Poprawiła się na krześle i dostrzegła wzrok ojca przesiąknięty miłością i... czymś czego nie potrafiła zidentyfikować.
 - Jestem z ciebie dumny, Melanie – odezwał się nagle, na co szatynka skamieniała. – Tak wspaniale radzisz sobie sama. Naprawdę jestem z ciebie strasznie dumny.
Jak powinna się teraz poczuć? Powinna być szczęśliwa, prawda? Przecież wiele osób marzy o tym, żeby usłyszeć takie coś od swoich rodziców. Jednak nie była. Siedziała sparaliżowana słowami mężczyzny, wbijając wzrok w stół. Ciekawe czy byłbyś dumny, gdybyś wiedział, czym zajmuję się naprawdę. Zastanawiała się. Jednak czym prędzej przegnała te myśli i wymusiła uśmiech.
 - Chyba powinnam się już zbierać – powiedziała, podnosząc się z miejsca.
 - Och, tak szybko? – zapytała zaskoczona blondynka.
 - Sue, pewnie jutro znowu będę musiała iść do pracy i wy też na pewno musicie rano wstać, a ja się trochę zasiedziałam. Wpadnę niedługo – mówiła, zbierając swoje rzeczy, po czym pocałowała każdego w policzek i ruszyła w stronę drzwi. – Pa, tato. Pa, Sue. Słodkich snów.
 - Pa, słoneczko – odarł mężczyzna.
 - Kolorowych, Mel – dodała Susanne, po czym szatynka opuściła przytulne mieszkanie, wsiadła do samochodu i ruszyła w stronę swojego domu.
Dziewczyna dość szybko przemierzyła daną odległość. Zatrzymała samochód na swojej posesji, po czym wysiadła z niego i załączając alarm, weszła do mieszkania. Wykończona dziewiętnastolatka szybko odświeżyła się po całym dniu, po czym położyła się i odpłynęła do krainy marzeń.

***

 - Malik, koniec! – wrzasnął szatyn, próbując przekrzyczeć głośną muzykę. – Wychodzimy! – dodał, ciągnąc bruneta za ramię w stronę wyjścia z klubu.
 - Louis – jęknął Mulat. – Daj spokój, zostańmy jeszcze.
 - Rano widzisz się z Perrie. Naprawdę chcesz, żeby się czegoś domyśliła?
 - Ugh, która godzina?
 - Dochodzi trzecia.
 - Zostańmy jeszcze.
 - Nie. Ja jadę do domu.
 - To jedź, ja zostaję – odparł Malik, po czym ruszył z powrotem w stronę klubu, ale Louis w porę zagrodził mu drogę.
 - Dobrze wiesz, że nie zostawię cię samego w takim stanie. Chodź. Chyba nie chcesz stracić Pezz – mówił, na co Zayn wbił wzrok w ziemię.
 - Jedźmy do domu – odparł cicho, ruszając w stronę auta.

***

Dźwięk nadchodzącego połączenia rozległ się po całym pokoju, wyrywając szatynkę ze snu. Zaspana dziewczyna sięgnęła po telefon.
 - Halo? – odezwała się, nie otwierając oczu.
 - Mo, za piętnaście minut widzę cię w moim mieszkaniu.
 - Tak wcześnie? – jęknęła. – Dwadzieścia pięć minut.
 - Dwadzieścia.
 - Trzydzieści.
 - Ugh. Dwadzieścia pięć i ani minuty dłużej – usłyszała głos szefa, po czym był tylko dźwięk przerywanego połączenia.
Mruknęła pod nosem masę przekleństw, które teraz miała ochotę wykrzyczeć Robertowi prosto w twarz, za to, że ją obudził. Przeciągnęła się, po czym wstała z łóżka. Szybko odświeżyła się, ubrała w naszykowany wcześniej zestaw, po czym związała włosy w wysokiego kucyka i zabierając telefon, wyszła z mieszkania. Szybko wsiadła do auta i ruszyła w odpowiednią stronę.
Przez korki i dość dużą odległość, jaką miała do przebycia, droga zajęła jej ponad dwadzieścia minut. Wiedziała, że wszyscy czekają już tylko na nią , ale wcale się nie śpieszyła. Wysiadła z auta i ruszyła w stronę drzwi, które później mocno pociągnęła w swoją stronę i weszła do niewielkiego domku.
 - Mo! – usłyszała krzyk z salonu, na co teatralnie wywróciła oczami.
 - Idę przecież!
 - Ile można na ciebie czekać?! – wydarł się Teo, gdy tylko szatynka przekroczyła próg pokoju.
Jasne ściany, które idealnie kontrastowały z ciemnymi meblami oraz perfekcyjna czystość. Porządek to mogło być drugie imię Roberta. Szatynka rozejrzała się po pomieszczeniu. Siedzieli w nim wszyscy, którzy coś znaczą w SCARE, czyli Zick, Rock, Emily, a także Greg i Scott oraz, oczywiście, sam Robert.
 - Korki – odparła obojętnie, po czym zajęła miejsce między Rockiem, a Emily.
 - Mo, naprawdę mam dość twoich spóźnień.
 - Daj już spokój i mów, dlaczego ściągnąłeś nas z samego rana. Zick to chyba nie zdążył nawet wziąć prysznica – mówiła, machając ręką tuż przed swoim nosem.
 - Stul twarz, Mo – warknął brunet.
 - Spokój! Okazało się, że Alicia Maser...
 - Ta, którą załatwiłem w zeszłym tygodniu? – wtrącił Zick.
 - Dokładnie ta. Na nasze nieszczęście, dziewczyna zadawała się z bardzo wścibskimi osobami.
 - Możesz wprost? – odezwała się Melanie. – Nikt nie rozumie twoich zagadek, Teo.
 - Ugh. Jedna z jej koleżanek siedzi nam na ogonie. Trzeba się jej pozbyć.
 - Spoko, załatwię ją – ponownie przerwał brunet.
 - Oczywiście, że tak. Z pomocą Mo.
 - Co?! – wrzasnęli obydwoje.
 - I że niby ja mam pracować z NIĄ?!
 - I że niby ja mam pracować z NIM?! – przedrzeźniała szatynka.
 - Dlaczego po prostu nie mogę załatwić tej dziwki sam?
 - Bo ta dziwka jest bystra i widziała cię w ich pobliżu przed "zniknięciem" Alice. Scott śledził ją cały wczorajszy dzień i wiemy, że będzie na dzisiejszej imprezie w klubie "Lemon". Musicie się jej tam pozbyć. Jak? To ustalicie między sobą. Gdy już wszystko załatwicie to zadzwonicie do Greg'a, a on razem ze Scottem posprzątają.
 - Naprawdę sądzisz, że oni się dogadają? – odezwała się Emily.
 - Nie mają wyjścia. Jeżeli jej nie załatwią to wszyscy wylądujemy w więzieniu.
 - Naprawdę powierzasz tak poważne zadanie dwójce osób, którzy nie potrafią odezwać się do siebie nie wszczynając kłótni? – zapytał zdziwiony Rock. – Dobrze się czujesz?
 - Kwestionujesz mój wybór?
 - Ja... Nie... Tylko chciałem...
 - Daj mu spokój, Teo. Chyba ma prawo wyrazić własne zdanie – spiorunowała go wzrokiem szatynka. – Poradzimy sobie. No nie, śmierdzielu? – dodała, spoglądając na bruneta.
 - Jak ją zabije to co się stanie? – zapytał Zick, patrząc na szefa.
 - Ja zabiję ciebie – odparł z powagą. – Możecie już iść.
 - Zick, jedziesz do mnie – oznajmiła szatynka, wychodząc z pokoju.
 - Niby dlaczego?
 - Chyba musimy omówić wieczór, idioto.
 - Więc dlaczego nie omówimy tego u mnie?!
 - Bo nie mam zamiaru siedzieć w chlewie, który na pewno panuje w twoim mieszkaniu!
 - Zamknijcie się! – wrzasnęli pozostali, wbijając wzrok w Melanie i Ethana.
 - Wpadnę przed osiemnastą – oznajmił brunet, patrząc na szatynkę. – Muszę jeszcze coś załatwić – dodał opuszczając mieszkanie.
 - Daj mi cierpliwość – szepnęła dziewiętnastolatka, spoglądając w sufit.
 - Wytrzymasz – oznajmił Rock, uśmiechając się do dziewczyny.
Szatynka powstrzymała się od odpowiedzi i po prostu opuściła mieszkanie szefa.

***

Chłodne powietrze owiało ciało szatyna. Zadzwoń. Podpowiadało serce, jednak Tomlinson nie chciał go słuchać. Po co? Pewnie nie chce mnie znać. Odpowiadał rozum. Nie dowiesz się, póki się nie odważysz. Odpowiadało serce, sprawiając, że nagle rozum ucichł. Czy powinien zadzwonić? Usłyszał skrzyp bramy, co sprawiło, że spojrzał w tamtą stronę. Zayn i Perrie. Uśmiechnięci, rozgadani... szczęśliwi. Tak samo, jak wszyscy dookoła. Zadzwoń. Ponownie dźwięk w jego wnętrzu się odezwał. Nie. Daj jej spokój. Nie możesz znowu namieszać w jej życiu. Rozum nie dawał za wygraną. W myślach Louisa panowała walka, której nie potrafił rozstrzygnąć. Zaczęło się ściemniać, a on nadal nie wiedział, co powinien zrobić. Zadzwonić? Czy może jednak nie?
________________________________________
 
No i mamy trójeczkę!
Co o niej sądzicie? Bo mi się w sumie całkiem podoba.
 
Czekam na wasze opinie. <3
 
Następny rozdział?
Dwa tygodnie, kochani.
 
Za tydzień będzie rozdział na Behind the scene, gdzie również serdecznie was zapraszam.

15 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!
    Mam nadzieję, że Lou zadzwoni do Mo...
    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny! :) Louis i Zayn nieźle balują. :D na szczęście Lou trochę się opamiętał i wyszli z tego klubu. Mo i Zick niezłe połączenie do akcji ;) Mam nadzieję, że Lousiowi w końcu uda się zadzwonić do Melanii :D
    Z chęcią zajrzę na twojego drugiego bloga. ;)
    Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zadzwonić.. ;* genialny rozdział. Szkoda mi Mo.. miałz trudne dzieciństwo i jeszcze taka robota.. pisz dalej. I jesli dasz rade dodawaj rozdzialy czesciej bo gubi sie watek jak sa duze przerwy ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana, to jest cudowne. I ty każesz mi czekać aż dwa tygodnie!!

    Terrorystka

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialna fabuła, to muszę przyznać. Nie spotkałam się jeszcze z czymś tak dobrze opisanym. Bardzo przypadło mi do gustu i będę zaglądać częściej. Ten drugi blog też na pewno odwiedzę. Życzę powodzenia w dalszym pisaniu. :D

    http://undead-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurczę, chyba zapomniałam zmienić wyglądu komentarzy. Jak chcesz, to możemy to naprawić : )

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne:-) podoba mi się jak piszesz. Mo jest wrażliwą dziewczyną, a jednocześnie bez zbędnych ceregieli zabija ludzi.
    Zapraszam do mnie: poslancysmierci.blog.pl
    nie jest to co prawda opowiadanie o one direction, ale mam nadzieję, że Was zaciekawi

    OdpowiedzUsuń
  8. Można pobrać ten szablon na blog? :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne, ciekawi mnie strasznie, nie mogę się doczekać następnego rozdziały :))))

    OdpowiedzUsuń
  10. Hm..witaj Kiko.
    jak mówiłam, tak też zrobiłam.
    Przeczytałam twój blog. Miał być kryminał. W porządku, jest laska, które morduje. Ale no ja nie odczuwam tutaj klimatu kryminału. radzę troszkę popracować nad atmosferą.
    Bardzo fajnie opisujesz te zbrodnie i ogólnie, ale brakuje mi tego klimatu lekko.
    I tak nawiasem mówiąc, zazdroszczę szablonu od Jill, naprawdę ładny.
    A i jeszcze jedno, ale z tego Louis'a ciota.
    Zadzwonić, nie zadzwonić, zadzwonić, nie zadzwonić..
    Człowieku, jesteś facetem. Męskości trochę, no!
    Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach pojawi się kilmat. Spraw bym miała dreszcze, czytając [jest to możliwe, wierzę w Ciebie].
    Pozdrawiam, Karia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiadanie dopiero się rozkręca, więc na pewno będzie więcej kryminału:-) a co do Louisa... Takie rozterki towarzyszą chłopakom. Mogą stanąć oko w oko z niedźwiedziem, kobrą a boją się odrzucenia kobiety. Mężczyźni na tym punkcie są nieraz bardziej wrażliwi od nas, chociaż, rzecz jasna, nie przyznają się do tego:-)

      Usuń
  11. Pisz szybciej :) Ni moge się doczekać !

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, za Twój komentarz, K. <3

KOCHANE PERILANATORS!