poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 12.


Rozdział dedykowany najwspanialszym R. i K.
Gdyby nie Wy, pewnie byłby okropny.
Kocham Was i dziękuję. x


Ciężkie krople uderzały z impetem w dach jasnożółtego samochodu, przemierzającego puste aktualnie ulice Londynu. Dźwięk rozchodzący się przez to zjawisko był niewyobrażalnie irytujący dla znajdującego się w aucie szatyna. Nigdy nie lubił deszczu, wprawiał go w melancholijny nastrój, przez który nie mógł normalnie funkcjonować. Marzył o tym, by po prostu zasnąć po dniu pełnym wrażeń... zbyt wielu jak dla niego. Gdy przeniósł wzrok na szybę po swojej stronie miał ochotę po prostu się rozpłakać, sam nie rozumiał, dlaczego. Jednak widok powoli spływającej nierównymi ścieżkami wody działał na niego niesamowicie dziwnie. Bez zastanowienia oparł głowę o zimne szkło i przymknął powieki, rozmyślając o tym, co stało się prawie godzinę wcześniej. Niemalże ponownie odczuwał mocne szarpanie się dziewczyny i po raz kolejny zaczął się zastanawiać, skąd tak drobna postać ma tyle siły. Na wspomnienie zakrwawionej twarzy Billa robiło mu się niedobrze. Nie dlatego, że widok krwi mu przeszkadzał. Po prostu Louis nie mógł uwierzyć, że to jego była przyjaciółka prawie zabiła na jego oczach człowieka. Osoba, którą on uważał na najłagodniejszą na świecie. Czuł jak kolacja podchodzi mu do gardła. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że Melanie, którą znał zniknęła. Jednak uporczywie próbował zniszczyć te myśli, wierząc, że to sprawka tego "muru nienawiści", którym się otoczyła. Pragnął, by jego wytłumaczenie było prawdziwe... ale sam powoli tracił w nie wiarę.
Poczuł lekkie szturchnięcie na ramieniu i powoli zaczął otwierać oczy. Przetarł je dłońmi i spojrzał na siedzącego obok Mulata, który właśnie płacił należytą kwotę taksówkarzowi. Nie orientował się jeszcze dokładnie w tym, co się dzieje. Chciał z powrotem iść spać, jednak nie zdążył.
 - Wstawaj, Lou. Już jesteśmy - powiedział Zayn, kolejny raz szturchając przyjaciela.
Szatyn wymruczał niezrozumiałe dla nikogo słowa, po czym wysiadł z samochodu, a tuż za nim jego przyjaciel. Gdy tylko rozległ się trzask drzwi, taksówka odjechała, a chłopcy skierowali się w stronę mieszkania. Wpół przytomny Tomlinson ściągnął szybko buty i z ciężkimi powiekami ruszył na górę. Młodszy towarzysz podążał za nim asekurując ewentualny upadek prawie śpiącego Louisa. Kiedy jednak ten bezpiecznie dotarł do pokoju i rzucił się na łóżko praktycznie od razu zasypiając, Malik poszedł do siebie. Zamknął za sobą drzwi, wyciągając z kieszeni telefon i odczytując nowe wiadomości od Perrie. Na widok każdej z nich jego uśmiech się powiększał, jednak jak szybko się pojawił - tak szybko zniknął, gdy tylko Mulat przypomniał sobie rozmowę z szatynem. Nie miał pojęcia, jak mogliby wybrnąć ze wszystkich głupich sytuacji... i to go przerażało.

~*~

Melanie siedziała na łóżku z kubkiem gorącej czekolady w rękach. Naczynie przyjemnie parzyło jej dłonie, lecz mimo takiego przypływu ciepła było jej zimno. Czuła jak drży, mimo grubego koca, którym była okryta. Pierwszy raz od paru lat pozwoliła sobie na okazanie bezwzględnych uczuć. Właśnie wtedy, siedząc w samotności, w ciemnym pokoju. Nie chciała, by ktokolwiek widział ją w takim stanie. Po jej policzkach spływały gorące łzy, które następnie wsiąkały w bordowy materiał. Miała dość wszystkiego, co działo się wokół, a wiedziała, że to dopiero początek. Na wspomnienie słów Emily, podnosiło jej się ciśnienie i miała ochotę zniszczyć wszystko w zasięgu wzroku. To było coś, do czego była stworzona. Destrukcja. Zawsze ją odprężała, a nawet cieszyła. Uwielbiała patrzeć na zniszczone przez siebie miejsca, rzeczy, czy nawet uczucia. Jednak, co jeśli pod grubą warstwą nienawiści do całego świata naprawdę ukrywało się coś o wiele gorszego? Nie dla innych, ale dla niej samej. Do tej pory skupiała się jedynie na uczuciach ludzi w pobliżu niej. Próbowała dokładnie zrozumieć uczucia najbliższych, jak i swoich wrogów. Troszczyła się o rodzinę i przyjaciół, by nie ściągnąć na nich niczego złego, gdy sama je siała w niewinnych rodzinach. Doskonale wiedziała, co muszą czuć bliscy zamordowanych przez nią osób. Na początku odczuwali jedynie strach, gdy ci przepadali bez śladu. Później była nadzieja i nic poza nią, tylko po to by na samym końcu zniszczyć maleńki jej płomyk poprzez pozostawienie wskazówek do odnalezienia ciała. Nieraz przypatrywała się z daleka ich rozpaczy, a sama odczuwała jedynie szczęście, rozpływające się w każdym milimetrze jej ciała i umysłu. Ale, co jeśli skupiając się na przeżyciach innych zgubiła gdzieś siebie? Przez tyle lat ukrywała najgorszą część swoich uczuć pod wielką skorupą nienawiści, którą starannie pielęgnowała swoim nieznośnym charakterem. Mimo wszystko doskonale wiedziała, że teraz idealna skorupa pęka i wszystkim obwiniała jego. Miała wrażenie, że to właśnie on ściąga na nią wszystkie kłopoty tylko po to, by odkryć jej sekret i wydać go całemu światu. Tylko, co by się z nią wtedy stało? Pewnie trafiłaby do więzienia i zgniłaby tam przez resztę swojego życia. W końcu jej lista ofiar była niesamowicie długa. Szatynka była jednak zaintrygowana tylko jednym aspektem... Jaki on miałby w tym cel? Chciał ją zamknąć? Może chciał widzieć jak kolejny raz przez niego cierpi? Pytań jedynie przybywało, a Carter nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na chociażby jedno z nich i właśnie wtedy, nie wiedząc dlaczego, przypomniała sobie pewien dzień... dzień, w którym odebrał jej wszystko, najwięcej obiecując.

Szatynka siedziała na łóżku, przygryzając nerwowo dolną wargę. Z uwagą patrzyła jak jej przyjaciel biega po całym mieszkaniu i pakuje wszystkie drobiazgi do walizki. Taka była kolej rzeczy, w końcu sama po części się do tego przyczyniła. W końcu jej przyjaciel był fenomenalny i od początku liczyła się z tym, że go przyjmą. Dziwną rzeczą byłoby dla niej odrzucenie takiego talentu. "Musi wyjechać, by spełnić marzenia..." Pomyślała, zaciskając zęby jeszcze mocniej. Niepewnie spojrzała na zegarek, a jej oczy wypełniły się łzami. "Cholerny czas, jak nie trzeba to pędzi jak szalony", przeklinała w myślach. Nienawidziła pożegnań, a wiedziała, że jedno powoli się zbliża. Chociaż teoretycznie to żegnali się całą noc, gdyż spędzili ją wspólnie i mimo zmęczenia, żadne z nich nawet nie myślało o spaniu. Siedzieli wtuleni w siebie, zapłakani... w ciszy, bądź szeptali sobie słowa, które były przeznaczone tylko dla nich. Dla nikogo więcej, bo obydwoje dobrze wiedzieli, że nie znajdą osoby, którą obdarzą tymi samymi uczuciami, którymi darzyli siebie.
 - LouLou. - Cichy głos dziewczyny rozległ się po pokoju, sprawiając, że chłopak zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na nią z takim ciepłem w oczach, iż czuła, że rozpływa się pod tym wzrokiem. - Zostały dwie godziny - szepnęła, na co on głośno westchnął.
Wpakował do drugiej walizki dwie koszulki i dezodorant, które trzymał właśnie w rękach i nie kwapił się, by dalej zastanawiać się, czy wszystko ma już spakowane. Miał dwie godziny, by pożegnać się ze swoją przyjaciółką i tylko to się dla niego liczyło. Zapiął szybko swoje bagaże i postawił je przy drzwiach, po czym usiadł obok Melanie. Od razu napotkał jej wypełnione łzami oczy i przyciągając drobne ciało do siebie, wydął dolną wargę.
 - Nie wierzę, że to już - szepnęła, mocniej wtulając się w tors szatyna.
 - Ja też nie, skarbie - odparł, całując ją w czubek głowy, a po chwili po jego policzkach spłynęły pierwsze łzy.
Obydwoje nie kryli swoich emocji. Siedzieli, niczym ze sobą splątani. On, chowający twarz w zagłębieniu jej szyi, trzymający ją na swoich kolanach i ona, obejmująca mocno jego kark, wplatając dłonie w jego puszyste włosy i szlochająca raz za razem. Może ich relacja nie była do końca przyjacielska, bo... czy zwyczajni przyjaciele się tak zachowują? Czy zwyczajni przyjaciele spędzają całą noc w swoich objęciach, szepcząc sobie przeróżne wyznania? Obydwoje powoli się uspokajali. Płacz ustawał, jednak uściski nie słabły. Nawet pukanie do drzwi nie oderwało ich od siebie.
 - Louis, zostało pół godziny, a mama narzeka, że jeszcze się z nią nie pożegnałeś - usłyszeli znudzony głos Jasmine. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, wiedząc, że dziewczyna pewnie teraz przewraca oczami.
 - Zaraz zejdziemy - odparł chrapliwie, po czym odsunął się kawałek od szatynki, chwytając jej twarz w dłonie. - Myślę, że ciebie zostawię sobie na koniec - powiedział z uśmiechem, choć w jego oczach krył się niesamowity smutek.
Dziewczyna pokiwała głową z małym rozbawieniem, ześlizgnęła się z jego kolan, wycierając mokre policzki, a następnie poprawiła swojego kucyka, który nieco się popsuł przez całonocne wiercenie się po łóżku. Szesnastolatka westchnęła, wiedząc, że pewnie mimo wszystko wygląda niczym potwór przez podpuchnięte oczy, jednak postanowiła niczego nie komentować. Doskonale wiedziała, jak to by się skończyło, a żadne z nich nie miało ochoty na tego typu kłótnie tamtego dnia. Szatyn przeczesał dłonią swoje włosy, otwierając drzwi. Gestem dłoni pokazał towarzyszce, że ma wyjść jako pierwsza i gdy tylko to zrobiła, chwycił swoje walizki i opuścił dotychczasowy pokój. Zeszli na dół, gdzie przy stole w kuchni siedziała rodzina Louisa. Załzawione oczy Jay od razu skupiły się na nowo przybyłych. Kobieta szybko poderwała się z miejsca i mocno przytuliła do siebie chłopaka.
 - Kiedy ty mi tak wyrosłeś? - zapytała szlochając. Melanie szybko zakryła usta dłonią tłumiąc chichot, gdy zauważyła zażenowanie osiemnastolatka.
 - Mamo, proszę - jęknął, na co szatynka, a także siostry chłopaka nie wytrzymały, wybuchając śmiechem.
Zgromił całą trójkę wzrokiem, lecz tylko Lottie ucichła pod jego spojrzeniem. Bowiem należała ona do tych grzeczniejszych dzieci, które zawsze są spokojne i rzadko zdarzają im się takie wybuchy, w dodatku dziewczyna była niesamowicie nieśmiała. Wręcz nadzwyczajny przypadek w rodzinie Tomlinsonów, gdyż zarówno Louis, jak i Jasmine, należeli raczej do tych porywczych i śmiejących się z niczego osób.
 - Mamo, teraz ja. - Ciemnowłosa piętnastolatka podbiegła do brata, rzucając mu się na szyję. Jak zwykle próbowała go udusić, kryjąc wszystko za mocnym przytuleniem.
 - Jesteś małą kanalią - szepnął jej do ucha, ściskając ją równie mocno, co ona jego.
 - Spokojnie, braciszku. Większą od ciebie nigdy nie będę. - Zaśmiała się cicho.
 - Nie bądź taka pewna. Z wiekiem przerośniesz cała rodzinkę z tym charakterkiem.
 - Może i tak, ale jest coś w czym cię nigdy nie przerosnę.
 - Serio? - zapytał, nie kryjąc zaskoczenia. Doskonale znał swoją siostrę i wiedział, że zawsze chciała "przebić" wszystkich, we wszystkim. Miała taką głupią, jego zdaniem, wadę.
 - Naprawdę! Głupsza od ciebie, nigdy nie będę - szepnęła, po czym wybuchła śmiechem, a stojąca za nimi Melanie jej zawtórowała. Zapewne wszyscy by się śmiali słysząc tę wymianę zdań, jednak cichy ton dziewczyny sprawiał, że tylko stojąca za chłopakiem szatynka mogła usłyszeć ich "pożegnanie".
 - Największy szkodnik, jakiego znam - burknął, udając urażonego, jednak był naprawdę rozbawiony zachowaniem brunetki.
Po kilku minutach Jasmine wypuściła w końcu brata z uścisku, a wtedy podeszła do niego najmłodsza z rodzeństwa. W jej oczach powoli zbierały się łzy. Z niezwykłą (w porównaniu do swojej poprzedniczki) łagodnością, wspięła się na palce i przytuliła się do chłopaka. Nic nie mówiła, coraz bardziej zadziwiając Louisa swoją delikatnością. Co prawda jako najstarszy z rodzeństwa bał się o obie siostry, jednak to o Lottie zawsze troszczył się bardziej. Wiedział, że w razie potrzeby brunetka poradziłaby sobie sama w życiu ze swoją niewyparzoną czasami buźką, lecz blondynka niczego by nie zrobiła. Była zbyt dobra, by wytrwać w świecie.
 - Wiem, że to wygrasz, Loueh - powiedziała cicho, wypuszczając go z objęć, po czym posłała mu lekki uśmiech.
Chwilę później nastąpiło pożegnanie z Markiem, który po kilku słowach zabrał walizki chłopaka, wynosząc je do podstawionego już samochodu. Osiemnastolatek przeniósł wzrok na szatynkę, która jedynie skinęła głową, by wyszli na zewnątrz. Szybko złapał jej dłoń i z nikłym uśmiechem wyszedł na podwórko. Czarny samochód ze średniej wielkości logiem X Factora stał na podjeździe, czekając na niego, jednak on się nie śpieszył. Odwrócił się w stronę dziewczyny, po czym ujął jej twarz w dłonie i przez dłuższą chwilę stali w ciszy, wpatrując się w swoje oczy. Jakby rozumieli się bez słów.
 - Będę tęsknił - powiedział, cichszym głosem.
 - Ja też - odparła, a po jej policzkach po raz kolejny spłynęły łzy. Szybko starł je, uśmiechając się łagodnie, a następnie delikatnie pocałował ją w czoło i odwrócił się, by odejść. - LouLou...
 - Tak? - odezwał się, gdy dziewczyna nadal milczała.
 - Wróć do mnie - szepnęła, na co on zmarszczył brwi. - Gdy to wszystko już się skończy i wygrasz, i zaczniesz robić karierę, i mnóstwo innych, głupich rzeczy... po prostu dzwoń do mnie i któregoś dnia wróć tutaj do mnie, a ja będę na ciebie czekała.
 - Wrócę, Mellie. Nawet szybciej niż sobie możesz to wyobrazić i obiecuję, że będę dzwonił. Codziennie, chociażby na pięć minut, ale zadzwonię - mówił, podchodząc coraz bliżej, aż w końcu ponownie stał na wprost niej.
Patrzyli na siebie przez chwilę, zmniejszając powoli niewielką odległość między sobą, aż w końcu ich usta złączyły się w pocałunku. Obydwoje włożyli w niego wszystkie swoje uczucia, zatracając się w intensywności, jaką odczuwali. Naoczny świadek zapewne bez wahania powiedziałby, że są zakochani, ale przecież oni byli tylko przyjaciółmi. Może ich więź była lekko inna, niż pozostałe i wielki bagaż wspólnych doświadczeń był na to najlepszym dowodem, jednakże obydwoje uparcie trwali w tym, że są przyjaciółmi. Nieco innymi niż pozostali i zakochanymi w sobie po uszy, ale jednak nadal przyjaciółmi.
 - Nim się obejrzysz, z powrotem będę przy tobie - zapewnił ją. - Nie wytrzymam bez ciebie długo - dodał z lekkim uśmiechem i skierował się w stronę auta, po czym machając zza przyciemnianej szyby, odjechał spod dotychczasowego domu.
Nikt nie przypuszczał, że tak po prostu zerwie kontakt. A już w szczególności ona.

Głośny grzmot wyrwał szatynkę z transu wspomnień. Dziewczyna szybko wytarła mokre policzki, nie pozwalając sobie na więcej rozczulania się nad sobą. Wiedziała, że musi wziąć się w garść inaczej ponownie straci wszystko i zamknie się w ciemnym pokoju, płacząc w pościel. Nie mogła teraz się poddać, a już szczególnie nie, gdy była jedną ze SCARE. Gdyby choć przez chwilę użalała się nad sobą w Doncaster, pewnie bez problemu zostałaby uznana za łatwy cel. Chociaż już i tak większość osób sądziła, że nim jest. W końcu żadna inna dziewczyna nie przynależała do żadnego gangu, tylko ona była inna i to dawało jej zazwyczaj przewagę nad przeciwnikami. Postawiła pusty i zimny już kubek na szafce nocnej i miała próbować zasnąć, gdy usłyszała cichy krzyk, gdy kolejny grzmot rozniósł się po mieszkaniu. Zmarszczyła brwi, wychodząc ze swojego pokoju, po czym przystanęła chwilę, po prostu nasłuchując. Gdy niczego dziwnego nie usłyszała i miała już wrócić do swojego pokoju, do jej uszu dotarło ciche pociąganie nosem. Szybko ruszyła do pokoju obok, uderzając kilka razy samymi paznokciami w taflę drewna, po czym weszła do środka. Od razu zauważyła szamotającego się na łóżku chłopaka, który miarowo wydawał z siebie niezrozumiałe, ciche krzyki, bądź słowa w dziwnych językach, których Melanie nie potrafiła zrozumieć. Podeszła bliżej, przykucając przy łóżku i przeczesała dłonią włosy chłopaka. Zauważyła jak spod mocno zaciśniętych powiek po jego twarzy spływają łzy.
 - Vi. - Szturchnęła ramię chłopaka. - Victor - dodała, nieco głośniej, próbując dobudzić nastolatka. - Vi, skarbie, to tylko zły sen - powtarzała, aż w końcu oczy chłopaka otworzyły się szybko, a on sam ciężko oddychał.
Poderwał się niczym oparzony do pozycji siedzącej i skierował swój wzrok na szatynkę. Przez dłuższą chwilę przypatrywał jej się uważnie, powoli normując swój oddech, po czym wręcz rzucił się na dziewczynę, mocno się do niej przytulając.
 - Jesteś tu. To naprawdę ty - powtarzał niczym w transie.
 - Miałeś zły sen? - zapytała, wiedząc, że odpowiedź jest oczywista. Gdy tylko chłopak odsunął się kawałek od niej i spojrzał jej prosto w oczy, wiedziała, że nie śniło mu się nic, co byłoby choć trochę dobre. - Opowiesz mi go? - zapytała drżącym głosem, na co piętnastolatek skinął delikatnie głową.
 - Ty... ty i Nathan... i Emily... i ten facet - jąkał się, a w jego oczach ponownie zbierały się łzy.
 - Spokojnie - szepnęła, kładąc dłonie na jego policzkach. - Jestem tutaj, Vi. Jestem i nigdzie się nie wybieram - mówiła, a chłopak powoli kiwał głową na znak zrozumienia. - Czy coś nam się stało w twoim śnie?
 - Wy... on was zabił. Najpierw Em i... i ona tak leżała. Później on mnie złapał. Pamiętam krzyk Nathana, jakby wszystko działo się naprawdę. On go postrzelił. Nath upadł i jęczał, aż po prostu przestał oddychać. Wtedy ty weszłaś do domu i zaczęłaś wrzeszczeć i potrząsać nimi, ale oni nie wstawali. Była tylko ich krew, wszędzie. To było straszne i... i on zabił też ciebie. Leżałaś z nożem w plecach i tak bardzo krwawiłaś. - Płakał niczym małe dziecko i Carter doskonale wiedziała, że sytuacja staje się coraz gorsza.
Najgorszy był dla niej fakt, że Victor był zbyt młody, by odkryć straszną prawdę o przyjaciołach i starszym bracie. Nie mógł się dowiedzieć, a przez to... nie mógł także się bronić, co znaczyło, że był najłatwiejszym celem.



   Od autorki: Okay, więc chciałam wam powiedzieć, że w większej części nie jest to moja praca. Napisałam jedynie wspomnienie i zaledwie 1/2 pozostałości, gdzie i tak zostały wprowadzone mega poprawki, za które naprawdę bardzo dziękuję osobom z dedyka. Chłopaki... jesteście najlepsi.
Ucieszyłabym się z waszych opinii, bo w sumie jeśli nie macie zastrzeżeń do rozdziału to zapewne podejmę pełną współpracę z R. i K., którzy po prostu pomagaliby w rozdziałach w tak gorszych dniach, jakie miałam od tygodnia. Wierzcie mi, że ten rozdział byłby straszny, gdyby nie oni.
Ponadto dziękuję za każdą opinię pod poprzednim rozdziałem. Szczególnie opinia Mizu i jednego z anonimowych komentatorów (ten taaki długi, kocham ten komentarz) mnie ucieszyła. Dziewczyny, jesteście cudowne. Więc teraz ładnie proszę anonimowe osoby o podpisywanie się, bym później wiedziała kogo mam wspominać.
Na dziś to tyle i do "przeczytania" wkrótce. x

13 komentarzy:

  1. kocham twoje opowiadania bo piszesz z uczuciami i to jest najlepsze :) Ten rozdział bardzo mi się podoba :) I też czasem mam takie ciężki dni w których przyjaciele zawsze są blisko mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzial genialny jak zawsze nie moglam sie juz doczekac. Gdy to czytam emocje z tego opowiadania przelewaja sie na mnie, wcielam sie w bohaterow a na moim ciele powstaje gesia skora. Kocham cie za to ze piszesz no i dziekuje wszystkim ktorzy pomagali ci go pisac. :) Twoja na zawsze /Mizu

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju jaki CUDOWNY *.* Tyle na niego czekałam...codziennie po kilka razy wchodziłam i patrzyłam czy dodałaś rozdział, a jak już dzisiaj zobaczyłam ze jest to sie cieszyłam jak głupia a jak juz przeczytałam to dbhjfd. A co do rozdziału to trochę mało Louisa ale i tak CUDOWNY ROZDZIAŁ... BARDZO DZIĘKUJE ZA DODANIE ROZDZIAŁU I ZA POMOC PRZY ROZDZIALE <3 A i jeszcze...napisałaś że bardzo spodobał Ci się komentarz ten taaki, najdłuższy chyba ze wszystkich i jezeli to był komentarz dodany 24 marca 2014 19:23 to był mój i jak Ci się spodobał to bardzoo sie ciesze :* /Nella

    PS. Do nastepnego <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham to.! Jestem twoją fanką .:D a rozdzial (chociaz bez zabójstw itp.) był świetny ;> codziennie wchodzilam by sprawdzic czy jest nowy .heh. oby wiecej takich rozdziałów. Zycze Weny!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwykle świetny <33 Ale kiedy dodasz kolejny rozdział na http://one-direction-back-off-camera.blogspot.com !-,-

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow genialne ;D !!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział. *-*
    Uwielbiam ten blog. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Naprawde wyszedł ten rozdział. ! Oby wiecej takich :3 Weny!

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział wysZedł super i ne the się doCzekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie no normalnie kocham cię dziewczyno! I widzę że muszę tez zacząć kochać R. i K. ;p Opowiadanie jest bardzo oryginalne, świetny pomysł! Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału i wg omg ekstra!

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział !!
    +
    Zostałaś nominowana do Liebster Award, więcej informacji znajdziesz tutaj --> http://loveyouandhate.blogspot.com/p/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Całe opowiaadanie jest genialnenie tylko ten rozdział. Masz wielki talent i ciesze się że dzielisz się nim razem z nami. :>

    OdpowiedzUsuń
  13. świetny!

    http://destinyandhope-fanfiction.blogspot.com/ zapraszam :)) Niedawno zaczęłam pisać

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, za Twój komentarz, K. <3

KOCHANE PERILANATORS!