niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 5.

Nathan = Rock.

 - Halo? – odezwała się, odbierając połączenie.
 
Jednak jedyne, co usłyszała w słuchawce to czyjś nierówny oddech. Strach ogarnął jej umysł. Stała jak sparaliżowana, przykładając do ucha telefon. Próbowała uświadomić sobie, że to tylko głupi żart dzieciaków z okolicy, jednak nie potrafiła. Czuła, że to nie jest zabawa.
 - Odezwij się – mówiła, panując nad głosem, by ten nie zdradził jej strachu. – Wiem, że tam jesteś.
Mimo wszystko osoba po drugiej stronie nie raczyła się odezwać. Wolała siedzieć w ciszy. Szatynka rozłączyła połączenie i wzięła głęboki oddech. Odłożyła telefon , po czym wzięła głęboki wdech i z powrotem skierowała się w stronę blondynki. Jednak po kilku krokach... telefon ponownie zaczął dzwonić. Skrzywiła się, podchodząc bliżej i spoglądając na wyświetlonego rozmówcę.
 - Halo? – powiedziała lekko zirytowana, wiedząc, że "rozmawia" z tą samą osobą, którą przed chwilą rozłączyła.
Sam telefon jej nie denerwował. Tu bardziej chodziło o fakt, że rozmówca ją ignorował, a tego szatynka nienawidziła. Gdy tylko ktokolwiek to robił w dziewczynie zaczynał tlić się mały płomień irytacji, który po chwili przeradzał się w poważny pożar złości. Cisza, która zapadła po drugiej stronie była przerywana jedynie przez nierówny oddech rozmówcy. Melanie szybko rozłączyła połączenie i z telefonem w ręku usiadła naprzeciwko czterolatki. Posłała jej ciepły uśmiech i zaczęła układać z nią zamek z klocków. Aż podskoczyła, lekko przerażona, gdy telefon ponownie dał o sobie znać.
 - To nie jest zabawne! – krzyknęła po odebraniu.
 - Mo, wszystko gra? – usłyszała głos zaskoczonego przyjaciela i momentalnie pożałowała tego, że nie spojrzała na wyświetlacz, zanim odebrała.
 - Och, to ty – odetchnęła z ulgą. – Um... Tak, jest okay.
 - I tak ci nie wierzę, ale to na razie pomińmy. Możesz mi powiedzieć, gdzie jesteś? Vi dobija ci się do drzwi od jakichś dziesięciu minut – powiedział lekko rozbawionym głosem. – Nie ukrywam, że to komiczny widok – dodał znacznie ciszej.
 - Jestem w domu mojego taty. Jak chcecie to możecie tu przyjść – uśmiechnęła się lekko, chociaż wiedziała, że żaden z nich tego nie zauważy.
 - Wiesz... nie chcemy przeszkadzać.
 - Oj, przestań. Ani taty, ani Sue nie ma w domu. Będę siedziała sama z Liz jeszcze całe pięć dni, więc zdążę się nią nacieszyć – zaśmiała się, widząc, że niebieskie oczy dziewczynki uważnie śledzą każdy jej ruch. – To jak? Wpadniecie?
 - Vi, lecimy do Mo? – usłyszała pytający głos swojego rozmówcy.
 - Ty się mnie jeszcze pytasz?! No chodź! Szybko! – słuchała podekscytowanego głosu piętnastolatka w tle i wyobrażała sobie, jak wesoło popędza brata.
 - W takim razie do zobaczenia, Mo – odezwał się przez śmiech Rock.
 - Do zobaczenia – odparła i z uśmiechem położyła telefon obok siebie, wracając do zabawy z blondynką.

***

Jasnozielone ściany z odpadającą miejscami farbą, po której zostawały białe ślady i zapach leków, który wręcz dusił szatyna. Jednak dla niego nie miało to większego znaczenia. Stojąc za przeszkloną ścianą skupiony był tylko na jednym punkcie, a dokładniej na bladej dziewczynie leżącej w szpitalnym łóżku. Niemal wtapiała się w białą pościel, którą była okryta. W jego oczach momentalnie zebrały się łzy. Jej włosy nie lśniły już tak cudownym blaskiem, jak ten, który pamiętał... Był tam od kilku dni i obserwował jak jej twarz z każdym dniem zmienia się coraz bardziej... Na początku malował się na niej jedynie spokój, ale teraz Louis mógł dostrzec ból, który wręcz wykrzywiał jej idealnie malinowe usta. "Dlaczego ją to spotkało?" zastanawiał się. Poczuł ciepłą dłoń na swoim ramieniu, przez co szybko odwrócił się w tamtą stronę. Zobaczył kobietę niesamowicie podobną do niego kobietę, a gdy spojrzał w jej ciemnoniebieskie oczy, ujrzał w nich strach... Nigdy nie spodziewał się, że ujrzy strach w tak silnej osobie.
 - Loueh, twoja obecność tutaj niczego nie zmieni – powiedziała smutno.
 - Wiem. Tyle, że ja chcę przy niej być, mamo.
 - Och, daj spokój. Wiesz, że ona nie chciałaby, żebyś teraz jej żałował. Dobrze wiesz, że nienawidzi litości, niczyjej, a tym bardziej nie lubi jak ktoś jest smutny z jej powodu. Poza tym nie wyszedłeś stąd odkąd przyjechałeś. To już trzy dni, Loueh. Doceniam to, że przyleciałeś tu dla niej i cieszę się, że jesteś blisko. Wiem, że ona też by się cieszyła. Spanie na plastikowych krzesłach przyprawi cię jedynie o ból kręgosłupa, a jej w niczym to nie pomoże. No i nie obraź się, synku, ale przydałby ci się prysznic – zaśmiała się cicho, próbując rozluźnić atmosferę.
 - Dzięki, mamo. Zawsze chciałem to od ciebie usłyszeć – przewrócił teatralnie oczami, a jego kąciki ust mimowolnie uniosły się delikatnie ku górze. – A ty zostajesz?
 - Tak, posiedzę przy niej trochę – skinął głową, po czym ucałował rodzicielkę w policzek i powoli ruszył w odpowiednią stronę. – Loueh? – usłyszał za sobą.
 - Tak? – odwrócił się, spoglądając na lekko uśmiechniętą kobietę.
 - Nie musisz wracać od razu – powiedziała cicho, na co chłopak momentalnie się spiął.
Doskonale wiedział, co miała na myśli Jay. Westchnął głośno, kiwając przecząco głową i bez żadnej odpowiedzi odwrócił się na pięcie, kierując się w stronę schodów. Nie miał zamiaru czekać na windę. Po drodze mijał wielkie okno, ukazujące dość ruchliwą ulicę rodzinnego miasta. Uśmiechnął się delikatnie, widząc jak starsze kobiety spoglądają na zegarek, po czym biegną w stronę szkoły, by najprawdopodobniej odebrać z niej swoje pociechy. Na jego twarz wpełzł jeszcze większy uśmiech, gdy wyobraził sobie Jay, biegnącą po niego. Zaśmiał się cicho. "To musiało wyglądać komicznie." Skupiał się na pędzących samochodach i ludziach, którzy poruszali się w różne strony, gdy nagle dostrzegł wśród nich dziewczynę. Stała na środku chodnika i nerwowo rozglądała się na wszystkie strony. Zdaniem Tomlinsona - wyglądała na przerażoną. Zmarszczył brwi, czekając aż dziewczyna odwróci się w jego stronę tak, by mógł zobaczyć jej twarz. Jednak ta chwila nie nadchodziła. Zauważył, że rozmawia przez telefon i gdy tak prosił w myślach, by się odwróciła - w końcu jego życzenie się spełniło. Szatynka odwróciła się twarzą w stronę szpitalnych okien, jednak nie przestawała się rozglądać. Była wysoka. "Dużo wyższa niż, gdy widziałem ją ostatni raz." – pomyślał i poczuł spływającą po jego twarzy łzę. Szybko starł ją dalej przyglądając się dziewczynie. Aż otworzył szerzej oczy, widząc, sięgające do pasa włosy, rozwiewane przez wiatr. Pamiętał, jak zawsze sięgały lekko do ramion, a mimo to wiązała je w wysokiego kucyka, twierdząc, że jej przeszkadzają. Niczym nie przypominała tamtej dziewczyny. Zauważył jak skinęła głową i schowała telefon do kieszeni czarnych jeansów, po czym szybko ruszyła w stronę, w którą biegły wszystkie starsze panie. Nie myśląc za wiele, Louis zbiegł z piętra i czym prędzej wybiegł z budynku przeciskając się przez tłum. Rozglądał się na wszystkie strony, jednak jej nie widział. Dobiegł pod samą szkołę, gdzie panował nie mały ruch. W końcu ją zauważył. Szatynka nerwowo rozglądała się dookoła. "O co tutaj chodzi?" Dał krok w jej stronę, jednak szybko zatrzymał się, widząc biegnącego w jej stronę chłopaka. Wyglądał na około trzynaście lat. Dość długie loki podskakiwały zabawnie, gdy biegł. "Przypomina trochę Harry'ego." – zaśmiał się na tę myśl. Widział jak zdenerwowana dziewczyna przytula do siebie chłopca. Chwilę później z piskiem opon tuż obok nich zatrzymał się samochód. Melanie widocznie odetchnęła, po czym wpakowała chłopca na tylne siedzenie, a sama usiadła obok kierowcy. Dużo starszy od niej mężczyzna uśmiechnął się delikatnie w jej stronę, na co ona wywróciła oczami i... zaczęła na niego krzyczeć. Louis wpatrywał się ze zdziwieniem w ich stronę. Nigdy w życiu nie widział takiego napadu złości... a tym bardziej nie widział go w niej. Nagle szatynka odwróciła głowę w przeciwną stronę i jakby zamarła. Widział jeszcze jak złapała za ramię swojego kierowcę, po czym po ruchu jej warg mógł rozpoznać, że nerwowo powtarzała słowo "jedź". Siedzący obok niej brunet musiał się czegoś domyślić, bo z piskiem opon odjechał z tamtego miejsca. "Co tu się właśnie wydarzyło?!"
 
 - Jak to? – zapytał ze zdziwieniem brunet. – Czekaj, bo czegoś nie rozumiem. Twoja stara przyjaciółka wyglądała na przerażoną, co jawnie oznaczało, że czegoś lub kogoś się bala, a ty nie zareagowałeś?
 - A co miałem zrobić? Poza tym, daj spokój, to było prawie dwa lata temu.
 - Nie zastanawiałeś się nad tym, że może ktoś kogo się bała, mógł zrobić jej krzywdę?
 - Zayn – jęknął, zakrywając twarz dłońmi. – Musisz?
 - Stary, ale zastanów się! Dlaczego do cholery jej nie pomogłeś?!
 - Chciałem. Naprawdę chciałem do niej podejść... ale wtedy pojawił się ten chłopiec. W ogóle kim on był?!
 - Z pewnością był dzieckiem.
 - Serio, Zayn? Serio? Dzięki, że mnie oświeciłeś – powiedział sarkastycznie.
 - Zawsze do usług – zaśmiał się rozładowując atmosferę. – Dobra, widzę, że masz ochotę pobyć sam. Nie będę cię już dręczył. W razie potrzeby wygadania się, jestem w pokoju naprzeciwko – posłał Tomlinsonowi uśmiech, po czym opuścił jego pokój.
Louis uśmiechnął się delikatnie. Ten to mnie dopiero zna – zaśmiał się cicho, siadając na łóżku. Jednak po chwili wstał i usiadł na podłodze, opierając się o nie plecami. Wyjął spod łóżka dość dużych rozmiarów album i zaczął przeglądać stare zdjęcia, a wspomnienia atakowały go z każdej strony.
 
***

Ciszę panującą w pomieszczeniu przerwał dźwięk gwizdka, który oznaczał, że woda została zagotowana. Melanie wyłączyła gaz, po czym zalała przygotowane szklanki oraz napełniła do połowy butelkę. Kątem oka cały czas obserwowała swojego przyjaciela.
 - Dobra. Mów, co się stało, bo dłużej nie wytrzymam jak będziesz taki cichy – odezwała się, odkładając czajnik.
 - Nic się nie stało – odparł, unosząc delikatnie kąciki ust.
 - Coś z Kathleen?
 - Um... No... Wiesz...
 - Nie mów, że ją zostawiłeś.
 - Nie, wcale nie – odezwał się, podnosząc wzrok na szatynkę. – To ona zostawiła mnie – dodał.
 - Zmusiłeś ją do tego? – zapytała, unosząc jedną brew.
 - Może – powiedział cicho.
 - Nie wierzę – westchnęła głośno. – Pozwalasz odejść każdej dziewczynie, która się co ciebie zbliży. To twój mechanizm obronny. Boisz się, że dowie się za dużo, więc ją zostawiasz... a właściwie dajesz jej wybór, wcześniej zniechęcając ją do siebie. Tylko licz się z tym, że w końcu któraś wybierze ciebie.
 - Jak na razie każda dokonała dobrego wyboru.
 - Dobrego wyboru? Ty cierpisz, Rock. Poza tym one też. Dlaczego sądzisz, że to dobry wybór? – zmarszczyła brwi, nie spuszczając wzroku z przyjaciela.
 - Nic im nie zagraża – odparł całkowicie zbijając dziewczynę z tropu. – Może jestem samotny i dołuje się tym, że zostawiam kogoś na kim mi zależy, ale mam pewność, że są bezpieczne.
 - Nie myślałam o tym w ten sposób.
Jej głos był tylko odrobinę głośniejszy od szeptu. Zapadła cisza. Nathan nie miał zamiaru jej przerywać. Wiedział, że szatynka musi dokładnie przetworzyć nowe informacje, więc dał jej czas. Nie przeszkadzał im panujący spokój. Dawał ukojenie, pozwalał by myśli szalały w różnych kierunkach. Kompletnie niczego nie mógł zakłócić. Można było jedynie usłyszeć ich równe oddechy. Nagle dziewiętnastolatka przeniosła wzrok na młodszego chłopaka, jednak nie wiedziała, co ma powiedzieć.
 - A ty? – odezwał się pierwszy. – Dlaczego każdego odrzucasz?
 - Jestem jedyną dziewczyną w tym całym bagnie. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła kogokolwiek w to wciągnąć. Poza tym każdy chce sprzątnąć głównie mnie. Nie chcę nikomu zawracać głowy, skoro za kilka dni może mnie tu nie być – dokończyła, odwracając wzrok.
 - I? – zapytał.
 - I co?
 - Coś pominęłaś. Widzę to – odparł, na co dziewczyna głośno westchnęła. – Nie jesteś jeszcze gotowa, prawda?
 - To nie tak, że nie jestem gotowa. Po prostu ciężko jest zyskać moje zaufanie, przez to, co się stało. Zazwyczaj każdy się poddaje.
 - Rozumiem cię – odpowiedział, po czym znowu zapadła chwilowa cisza.
 - Myślisz, że kiedykolwiek będziesz w stanie zatrzymać tą, w której naprawdę się zakochasz? – zapytała cicho, a jako odpowiedź dostała szybkie przeczące kiwnięcie głową.
 - Teraz tylko sprzedaję, ale nadejdzie czas, gdy będę jak ty i Zick. Wtedy będą jeszcze bardziej zagrożone.
 - Mimo wszystko, mam nadzieję, że kiedyś zmienisz zdanie – powiedziała, patrząc prosto w zielone tęczówki chłopaka. – Pomożesz mi? – zapytała, wskazując na szklanki pełne gorącej cieczy.
 - Jasne – odparł z uśmiechem.
Chwilę później byli już w salonie, gdzie Victor zabawiał Liz. Zaśmiali się, widząc, że marnie mu to wychodziło, gdyż mała blondynka nie chciała bawić się w jego zabawy i sama budowała coś z klocków, odpowiadając na każde pytanie kierowane do niej jednym słowem, którym było "nie".
 - Liz, chcesz piciu? – zapytała szatynka, zwracając na siebie uwagę.
 - Ta! – krzyknęła, podbiegając do siostry i odbierając od niej butelkę.
 - Jak ty to zrobiłaś? – odezwał się zdziwiony piętnastolatek, na co wszyscy wybuchli śmiechem. – Pytałem ją o wszystko, ale zawsze odpowiadała "nie".
 - Lata praktyki, Vi – odparła, siadając na kanapie.
Zaczęła się rozmowa na absolutnie wszystkie tematy. Cały czas się śmiali i bawili z czterolatką. Gdy zrobiło się późno, Rock razem z Victorem, pożegnali się z przyjaciółką i prawie śpiącą dziewczynką, po czym udali się do swojego mieszkania, a Melanie ułożyła blondynkę do snu, po czym odświeżyła się i sama zasnęła.
 
*

Minęły dwa tygodnie. Czas spędzony z Elizabeth, Melanie zaliczyła do jak najbardziej udanych. Niestety te pięć dni zleciały zbyt szybko niż dziewczyna sobie to wyobrażała. Mimo wszystko ucieszyła się na wieść, że wraca do normalnego stylu życia. W końcu udało jej się dokończyć całe swoje portfolio, co oznaczało, że Emily ma zamiar przygotowywać ją do coraz lepszych sesji. Ucieszyła się, słysząc plany przyjaciółki. Chciała być rozpoznawana jako modelka, mimo iż wmawiała wszystkim dookoła, że tego nienawidzi.
Denerwujący dźwięk nadchodzącego połączenia wyrwał ją ze snu, przez co szatynka głośno jęknęła. Na początku próbowała ignorować melodie, jednak nie wychodziło jej to zbyt dobrze.
 - Czego? – jęknęła przeciągle.
 - Tak, ciebie też miło słyszeć, Mo – usłyszała sarkastyczny głos swojego szefa. – Musisz być za pół godziny u mnie. To naprawdę ważne.
 - Jesteś pewny, że moja obecność jest konieczna?
 - Tak, Mo. W sumie to najbardziej chodzi tu o ciebie. Gdybyś była wcześniej to nawet lepiej.
 - Brzmisz poważnie – odparła i czuła nagły przypływ strachu. – Będę jak najszybciej – dodała, po czym usłyszała dźwięk przerywanego połączenia.
Zerwała się z łóżka, czując uczucie niepokoju. Szybko założyła na siebie czyste ubrania, uczesała się i lekko umalowała. Nie miała zamiaru jeść. Brzuch rozbolał ją ze strachu. Gdybym cokolwiek zjadła, pewnie musiałabym siedzieć w łazience, wymiotując. Skrzywiła się na tę myśl. Zabrała z szafki telefon i klucze, po czym wybiegła z domu, wsiadając do auta.
Po piętnastu minutach dziewczyna była już na miejscu. Bez pukania weszła do mieszkania i do razu skierowała się do salonu. Zauważyła, że siedzieli już tam wszyscy, patrząc wyczekująco na Teo. Melanie zajęła miejsce na fotelu i spojrzała na szefa, kiwając głową na znak, że może zacząć.
 - Wyjeżdżasz – powiedział otwarcie w stronę szatynki.
 - Co?! – wrzasnęła wstając. – Nigdzie się nie wybieram!
 - Posłuchaj! Albo wyjedziesz dobrowolnie, albo wpakuję cię do samolotu siła! – krzyknął, również wstając i mierząc się z dziewczyną zirytowanym spojrzeniem.
 - Podaj mi jeden powód, dlaczego miałabym wyjechać?! – warknęła.
 - Jesteś poszukiwana, Mo! Rozumiesz?! Wsadzą cię do pierdla jeżeli nie wyjedziesz! – odparł.
 - Jak to? – zapytała zdziwiona.
 - Po prostu. Nie wiem jak oni wywęszyli twój trop, ale tego się dowiem. Na razie trzeba ich jakoś zmylić, co oznacza, że musisz zniknąć.
 - Ugh. Okay. W takim razie, gdzie wyjeżdżam?
 - Do Londynu.
_______________________________
 
Jestem z nowym rozdziałem?
Jak się podoba? Mam nadzieję, że was zainteresowałam.
Akcja się rozkręca. Mamy Londyn... Wiecie, co to oznacza? :)
Na dziś to tyle.
 
Daty następnych rozdziałów będą pojawiały się po prawej stronie pod spisem treści.
 
Czekam na wasze opinie. <3

11 komentarzy:

  1. Świetny!
    Ciekawe kto dzwonił do Mo...?
    Poszukiwana? Jakim cudem i przez kogo?!
    Londyn... :D
    Mam nadzieję, że już niedługo ona i Lou się spotkają :D
    Jestem ciekawa co będzie w kolejnym rozdziale!
    Oczywiście z niecierpliwością czekam na VI ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Akcja się rozkręca...:)
    Mam jednak wrażenie, że końcówka rozdziału jest napisana tak troszkę na ,,odwal się". Brakuje mi, jak ja to nazywam, ,,chłodnej oceny sytuacji", jakbyś pisała to w biegu. Rozumiesz o co mi chodzi?
    Czekam na następny rozdział i zapraszam do siebie: http://poslancysmierci.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zawsze świetny!!!!!
    Szkoda tylko że taki krótki :(
    Życzę weny :*
    ~Vera xxx

    OdpowiedzUsuń
  4. robi się coraz ciekawiej czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko :ooo
    kto do niej dzwonił ??

    Londyn <3

    Zarąbisty/świetny/ genialny rozdział nie moge doczekać się next :***

    Anana

    OdpowiedzUsuń
  6. Taki świetny ! *o*
    Loondyn ! :3
    Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. ooo moze sie spotka Lou z Mo (sorki za pismo, zryta klawiatura)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale się podziało!
    Nie spodziewałam się tego.
    Kto zadzwonił do Mo?!
    Ciekawość mnie zżera.
    Kocham!

    OdpowiedzUsuń
  9. BOSKIE ! :))
    A przy okazji :) Nominuję cię do Libster Award ! Szczegóły na moim blogu!: http://directioner-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominuje Cię do Liebsten Awards ! Więcej na blogu --- http://opowiadanieoonedirectionred-blood.blogspot.com/ W zakładce Liebsten Awards !

    OdpowiedzUsuń
  11. Boskie opowiadanie :))
    Nominuje Cię do Liebsten Awards ! Szczegóły na blogu ---> http://never-let-mi-go.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, za Twój komentarz, K. <3

KOCHANE PERILANATORS!