czwartek, 26 września 2013

Rozdział 1.


25.04.2013; Czwartek

Doncaster, Mieszkanie Melanie
Trzynasta dziesięć.

    Krople deszczu rytmicznie uderzały w parapet, wybijając nieznany nikomu rytm. Dla niektórych to zjawisko jest niesamowicie irytujące, ale szatynka nie zalicza się do tych osób. Dziewczyna wpatrywała się z fascynacją w krople, które powoli spadały z nieba, by po chwili rozbić się z impetem o płytkę rzeczywistości. Dźwięk, który wydawały, gdy tylko obiły się o blaszany parapet sprawiał, że na twarzy dziewiętnastolatki malował się uśmiech. Szybko założyła buty i wybiegła na deszcz, który zaczął padać o wiele szybciej, niż jeszcze chwilę temu. Stanęła na krótko ściętej trawie przed domem i rozłożyła ręce, pozwalając zimnym kroplom obmyć jej duszę. Kojący dreszcz przebiegał przez ciało dziewczyny, gdy jakaś kropelka dotknęła wrażliwej skóry. Wierzyła, że deszcz zmyje z niej całe zło. To, które zaaklimatyzowało się w niej, jak i to, które zostawił po sobie on. Nutka złości wymieszana ze smutkiem dopadła szatynkę, gdy tylko w jej myślach pojawił się stary przyjaciel. Wiedziała, że nie może cały czas wracać do niego wspomnieniami, ale to było silniejsze od niej. Gdy jej mózg został całkowicie zaatakowany przez chłopaka, wybawił ją telefon. Szybko wyciągnęła z kieszeni urządzenie, po czym je odebrała.
    — Tak?
    — Cześć, Mo – usłyszała w słuchawce znajomy głos.
    — Cześć, Teo. Co jest?
    — Zick ma na głowie dwie sprawy, które są pilne. Nie zdąży załatwić obu dzisiaj, więc jedną zajmiesz się ty.
    — A już myślałam, że mam wolne – zadrwiła dziewczyna. — To, co dzisiaj?
    — Matthew Flynn. Pracuje dla policji i wpadł na nasz trop. Jak skończysz to zadzwoń, a ja podeślę Grega i Scotta, żeby posprzątali.
    — Jasne, ale powiedz, gdzie mam go szukać.
    — Dochodzi czternasta, czyli będzie na stacji kolejowej. Musisz się pośpieszyć, ponieważ za jakieś czterdzieści minut będzie miał pociąg, do którego nie może wsiąść.
    — Rozumiem. Po czym go rozpoznam?— Zaraz wyślę ci jego zdjęcie.
    — W takim razie czekam i zaraz wszystko załatwię.
    — Bądź ostrożna — rzucił Robert, po czym się rozłączył.
    Dziewiętnastolatka schowała telefon i spojrzała w niebo, co sprawiło, że po jej twarzy spływały zimne krople powoli ustającego deszczu. Skrzywiła się czując, że prawie wcale już nie pada, po czym wróciła do swojego mieszkania. Szybko przebrała się w coś bardziej wyzywającego, po czym zajęła się swoimi włosami. Uważnie wpatrywała się w lustro, gdzie widziała dziewczynę, której krótka sukienka idealnie podkreślała jej szczupłe ciało oraz zakrywała wsunięty za gumkę prawej pończochy nóż. Ciemnobrązowe włosy opadały kaskadami na szczupłe ramiona, a w oczach szalały ogniki, gdy tylko przypomniała sobie, co za chwilę zrobi. Gdy skończyła poprawiać makijaż, usłyszała dźwięk telefonu, oznaczający nadejście nowej wiadomości. Szybko wyświetliła jej zawartość i jej oczom ukazał się siwiejący mężczyzna o cudownym uśmiechu i uroczych, odmładzających go dołeczkach w policzkach. Ma dołeczki, Liz też takie ma. Na twarzy szatynki pojawił się uśmiech na myśl o czterolatce i, jak na zawołanie, telefon dał o sobie znać.
    — Słucham?
    — Cześć, słonko — usłyszała melodyjny głos, który sprawił, że kąciki jej ust ponownie uniosły się ku górze. — Pamiętasz, że jutro masz nas odwiedzić?
    — Och, no tak! Zapomniałam.
    — Czyli Liz miała rację – zaśmiał się mężczyzna.
    — Przyjdę, obiecuję. Tylko, możliwe, że się spóźnię. Pewnie będę miała coś jeszcze do załatwienia.
    — Tylko nie wpakuj się znowu w kłopoty.
    — Tato…
    — Tak, wiem. Jesteś dorosła i możesz robić, co zechcesz — westchnął. — Już ci nie przeszkadzam. Tylko mam nadzieję, że nie przyjedziesz jakoś wieczorem.
    — Nie, na pewno nie. Postaram się być jak najwcześniej.
    — W takim razie do zobaczenia, słonko.
    — Pa, tato.
    Rozłączyła się, po czym szybko wcisnęła na swoje, długie nogi czarne szpilki i wyszła z domu, zamykając drzwi. Czym prędzej ruszyła w stronę przystanku autobusowego i zdążyła tuż przed odjazdem pojazdu. Do centrum miała pięć przystanków, ale podróż nie dłużyła jej się tak, jak zwykle.
    Euforia wprost emanowała z dziewczyny, gdy stanęła przy drzwiach, czekając aż autobus zatrzyma się na przystanku, a ona będzie mogła spokojnie wysiąść. Gdy pojazd stanął na skrzyżowaniu, gdzie świeciło się czerwone światło, telefon szatynki ponownie dał o sobie znać. Sięgnęła po urządzenie, które chwilę później znajdowało się przy jej uchu.
    — Teo?
    — Pamiętaj, że stacja jest wręcz cała w kamerach. Musisz go stamtąd wyciągnąć, Mo.
    — Dobrze, że mi powiedziałeś. Szkoda tylko, że tak późno raczyłeś mnie o tym poinformować.
    — Zapomniałem.
    — Super.
    — Wyciągnij go na tyły.
    — Dzięki za podpowiedź, sama bym na to nie wpadła. Jestem na miejscu. Niech za pięć minut będą tu Greg i Scott. Zadzwonię — rzuciła krótko, po czym schowała telefon, wygładziła sukienkę i wysiadła z pojazdu.
    Ruszyła w stronę zejścia do oświetlonych korytarzy. Doskonale wiedziała, gdzie go znaleźć. Szybkim krokiem przemierzała korytarz. Jej wyzywająca sukienka przyciągała wzrok każdego mężczyzny, którego mijała, jednak ona nawet nie zwracała na to uwagi. Miała zadanie do wykonania i to się liczyło. Po chwili znalazła się przed szerokimi schodami i jęknęła na myśl, że musi wejść na samą górę, ale szybko zebrała się i przeskakiwała po dwa schodki, gdy zauważyła, że zostało jej niecałe dziesięć minut. Chłodne powietrze otuliło jej twarz, gdy znalazła się niedaleko torów. O tej godzinie był tu niesamowity tłok, więc musiała się dokładnie rozejrzeć, żeby dostrzec swoją ofiarę.
    Kilka razy już tu była. Po prawej stronie był długi budynek z odrapaną ścianą, gdzie miejscami można było zauważyć schody prowadzące z powrotem w dół, do oświetlonego korytarza. Natomiast po lewej były tory, za którymi znajdowała się jakaś zachwaszczona łąka. Melanie pamiętała, że kiedyś było tu pięknie i razem z Louisem często przeskakiwali przez tory, by pobawić się na łące. Poczuła ukłucie na wspomnienie o nim, więc szybko wróciła do szukania mężczyzny.
    Znalazła go. Siedział na jednej z ławek i niczego się nie spodziewał. Był idealnym celem dla szatynki. Wykrzywiła swoje usta w słodkim uśmiechu i powoli, uwodzącym krokiem ruszyła w stronę mężczyzny. Patrzyła na niego z udawanym pożądaniem, gdy on rozglądał się po stacji. W końcu jego wzrok zatrzymał się na niej. Dokładnie zlustrował jej sylwetkę, po czym uśmiechnął się pod nosem. Szatynka widząc, że mężczyzna wpadł już w jej pułapkę, mrugnęła do niego, po czym delikatnie przygryzła dolną wargę. Pan Flynn powoli podniósł się z miejsca i kierował w stronę dziewczyny, która uśmiechając się pod nosem, ruszyła przed siebie. Po drodze zauważyła, siedzących na jednej z ławek Grega i Scotta, którzy z podziwem patrzyli na jej poczynania. Melanie dyskretnie pokazała im, że za trzy minuty mają pojawić się na tyłach, po czym z uśmiechem odwróciła się, by zobaczyć pędzącego za nią mężczyznę. Ponownie przygryzła dolną wargę i odwróciła się, widząc, że zbliża się do odosobnionego miejsca. Matthew bez chwili zawahania szedł za szatynką i gdy wreszcie znaleźli się za odrapanym budynkiem, gdzie nie sięgały kamery, a wokoło były tylko jakieś pola, mężczyzna dogonił pannę Carter i przyparł ją do ściany, napierając wargami na jej usta. Dziewczyna od razu odwzajemniła pocałunek i korzystając z nieuwagi partnera, gdy błądził rękoma po jej plecach, poszukując zamka sukienki, ta wyjęła nóż i bez chwili zawahania wbiła go w brzuch Flynna. Z jego gardła wydobył się jęk i szybko odsunął się od dziewczyny, patrząc na zranione miejsce, gdzie jego biała koszula zaczęła przesiąkać krwią. Po chwili wrócił wzrokiem na uśmiechniętą szatynkę.
    — Ty mała suko — wyszeptał resztami sił, po czym upadł przed nią na kolana.
    — Tak kończą ci, którzy współpracują z policją — odparła, popychając lekko mężczyznę, by upadł na plecy, a nie brzuch, gdyż mógłby wtedy zostawić ślady swojej krwi.
    Gdy zza rogu wyłonili się Greg i Scott, Melanie podeszła do ofiary i wyciągając nóż z jego brzucha, wytarła go chusteczką, po czym z powrotem schowała za gumkę prawej pończochy.
    — Dobra robota, Mo — przyznał Scott, przybijając dziewczynie piątkę.
    — Wiem, wiem – zaśmiała się. — To ja już idę. Poradzicie sobie, powodzenia.
    — Cześć — odpowiedzieli razem i zaczęli zacierać wszelkie dowody, które mogłyby poważnie obciążyć ich koleżankę.
    W tym samym czasie dziewczyna stała na przystanku autobusowym i sprawdzała, o której będzie odpowiadająca jej linia. Przeklęła pod nosem swoją głupotę, że nie wzięła samochodu, gdy zauważyła, że musi czekać ponad piętnaście minut na pojazd. Opuściła teren przystanku autobusowego i wyjęła paczkę papierosów, po czym wyjęła jednego i go odpaliła, zaciągając się nikotyną. Czuła na sobie czyjś wzrok, więc rozejrzała się dookoła, jednak nikogo nie zauważyła. Nieprzyjemny dreszcz ogarnął jej ciało, gdy nie znalazła obserwującej ją osoby, choć dokładnie czuła jej, a może jego, obecność.
    Odetchnęła z ulgą, gdy autobus wreszcie zajechał, ale jej niepokój wzrósł, gdy dobiegł do niego mniej więcej dwudziestoczteroletni blondyn i spojrzał na nią dziwnym wzrokiem. Dokładnie tak, jakby wiedział, co przed chwilą zrobiła. Zignorowała jednak niepokój, który narastał w jej ciele i ruszyła na sam koniec autobusu, gdzie przy drzwiach stała grupka nastolatków, którzy dość głośno się zachowywali. Irytowali ją, ale wiedziała, że lepiej nie wszczynać awantur w pojeździe, więc po prostu zajęła miejsce przy oknie i wyjęła telefon. Czuła, że ktoś się jej przygląda. Popadasz w paranoję, Mo. Pomyślała, po czym zaczęła szukać odpowiedniego numeru, ale ktoś jej w tym przeszkodził. Wysoki brunet zajął miejsce obok dziewczyny, przez co spotkał się z jej groźnym spojrzeniem, które dosłownie wbiło go w siedzenie. Nie to, że Melanie nie lubi chłopaków. Po prostu ten, który usiadł obok miał nie więcej niż szesnaście lat, więc nie wzbudzał jej zainteresowania. Widząc, że brunet nie ma zamiaru się odezwać, zignorowała go i zakładając nogę na nogę, szukała odpowiedniego numeru.
    — Co tam, laleczko? — usłyszała nagle, na co pozostała część grupki się zaśmiała.
    Dziewczyna zgromiła nastolatków wzrokiem, po czym spojrzała na lekko przerażonego chłopaka, siedzącego obok. Delikatnie pochyliła się w jego stronę tak, że ustami muskała płatek jego ucha.
    — Jesteś młody — zaczęła, a jej szept przesiąknięty był jadem. — Więc jeżeli nie chcesz jeszcze wąchać kwiatków od spodu to radzę ci wyjść. Natychmiast.
    — Jesteś tylko dziewczyną — odparł szeptem, zbierając w sobie resztki odwagi, przez co na twarzy szatynki pojawił się cień uśmiechu.
    — Doprawdy? — kontynuowała tak cicho by tylko on mógł ją usłyszeć.
    Szerzej się uśmiechnęła i odsunęła się lekko od chłopaka kładąc swoją dłoń na jego lewej. Gdy chłopak odwrócił się twarzą do niej zauważyła w jego oczach strach. Bał się tego, co dziewczyna zamierza zrobić, a mimo to starał się imponować kolegom cały czas siedząc obok szatynki. Ona natomiast już miała satysfakcję. Jego strach podnosił ją na duchu.
    Dziewiętnastolatka przygryzła lekko dolną wargę i przeniosła dłoń chłopaka na swoje udo, po czym trzymając swoja dłoń na jego, tak by brunet nie mógł zabrać ręki, powoli przesuwała ją coraz wyżej. Cienki materiał pończochy napiął się w wyniku nacisku, przez co ostrze noża przebiło go. Oddech nastolatka przyśpieszył, gdy poczuł na palcu chłodne ostrze. Domyślał się, co tam jest, a fakt, że nie mógł zabrać dłoni, gdzie powoli i boleśnie wbijał mu się nóż w jeden z palców, sprawiał, że chłopaka powoli zaczęła ogarniać panika. Melanie zauważyła, do jakiego stanu udało jej się go doprowadzić, więc puściła jego rękę, którą chłopak szybko zabrał, co wywołało cichy śmiech szatynki. Z jego palca powoli leciała strużka brunatnej cieczy, na widok, której w oczach dziewiętnastolatki pojawił się błysk.
    — Domyślasz się, co tam jest? — szepnęła, a przerażony brunet tylko pokiwał twierdząco głową. — Więc wyobraź sobie jak powoli wbijam ci to dokładnie w środek twojego czoła.
    Gdy przemawiała w ciszy do chłopaka, delikatnie przesuwała opuszkami palców po jego policzku. Nastolatek był jak sparaliżowany i jedyną oznaką, że żyje była szybko opadająca klatka piersiowa. Satysfakcja Carter rosła z każdym jego płytkim oddechem. Gdy samochód zbliżał się do kolejnego przystanku, brunet zaczął kręcić się na swoim miejscu, na co dziewczyna znowu się zaśmiała.
    — Wynoś się stąd. Teraz — szepnęła stanowczo, a przestraszony chłopak w jednym momencie zerwał się z miejsca i wybiegł z pojazdu, a zaraz za nim pozostała część grupy. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła szukać odpowiedniego numeru, ale jej telefon odezwał się pierwszy. Już miała odebrać, gdy dostrzegła, że wzrok każdego, kto aktualnie siedział w autobusie był skupiony na niej. Przygryzła wnętrze policzka i skupiając wzrok na szybie odebrała połączenie.
    — Tak?
    — Mo, wszystko załatwione? – zapytał, na co dziewczyna znacząco odchrząknęła.
    — Oczywiście, kochanie. Właśnie skończyłam pracę i jadę do domu. Co chcesz dziś na obiad? — mówiła przesłodzonym głosem.
    — Rozumiem. Zadzwoń, gdy będziesz w domu — usłyszała, po czym był tylko dźwięk przerwanego połączenia.
    — Dobrze, ja ciebie też, pa!
    Rozmowa szatynki sprawiła, że wzrok pozostałych pasażerów, który był skupiony na niej momentalnie został przeniesiony na inne obiekty. Melanie użyła swojego kodu w rozmowie z Robertem, by nie wzbudzać podejrzeń w ludziach, którzy ją aktualnie otaczają, a tym bardziej w mężczyźnie, który ją obserwował. Każdy w SCARE miał jakieś kody, żeby nie rozmawiać o sprawach, które załatwiają w miejscach publicznych. Trzeba stwarzać pozory. Policja i bez tego ma ludzi, którzy trafiają na ich trop. Taką osobą był właśnie Matthew. Ciekawe, kto będzie następny.
    Autobus zatrzymał się na odpowiednim przystanku, przerywając rozmyślania dziewczyny. Dziewiętnastolatka wysiadła z niego w ostatniej chwili, przez co obserwujący ją mężczyzna nie zdążył tego zrobić. Plan się powiódł. Szatynka szybko ruszyła do swojego domu. Na jej szczęście przystanek był prawie przy jej mieszkaniu, więc przejście niewielkiej odległości zajęło jej niecałe pięć minut. Gdy tyko znalazła się w przytulnym przedpokoju i zdjęła swoje buty, wbiegła na górę, po drodze wybierając numer do swojego szefa.
    — Mo — usłyszała, gdy już znalazła się w sypialni.
    — Załatwiony.
    — Wiem. Scott do mnie dzwonił. Poradziłaś sobie świetnie, nawet przez chwilę w ciebie nie     zwątpiłem.
    — Cieszy mnie to, Teo.
    — Swoją drogą…
    — Ktoś mnie śledził — przerwała mu.
    — Co?!
    — Nie krzycz — powiedziała spokojnie, ale w głębi duszy sama zaczęła histeryzować.
    — Od kiedy?
    — Sądzę, że zaczął mnie obserwować odkąd pojawiłam się na przystanku.
    — Ale w drodze powrotnej?
    — Tak.
    — Czyli nie jest, aż tak źle. Nic na ciebie nie ma. Potrafisz go opisać?
    — Jasne! Blondyn, krótko ostrzyżony, umięśniony, wysoki, brązowe oczy, blizna na skroni. Około dwadzieścia cztery lata.
    — Postaram się jakoś go znaleźć, może mamy go w bazie. Jeżeli sytuacja się powtórzy, to od razu mnie powiadom.
    — Zapamiętam. Gdyby coś to dzwoń. Kończę. Cześć, Teo.
    — Miłego dnia, Mo — odpowiedział, po czym dziewczyna się rozłączyła.
    Rzuciła telefon na łóżko i spojrzała na zegar wiszący nad jej łóżkiem. 16:02. Westchnęła i udała się do łazienki, by dokładnie wyczyścić nóż oraz doprowadzić się do porządku.


~*~
    — Jutro mamy sesje zdjęciową — oznajmił krótko ścięty szatyn, siadając w wygodnym fotelu.
    Wszyscy skinęli głowami z powrotem wpatrując się w ekran telewizora. Jednak nie wszyscy skupiali się na filmie, który akurat był wyświetlany. Czwórka chłopaków skupiła się na rozmowie, gdy najstarszy z nich bił się z myślami, w których od jakiegoś czasu nic nie było tak, jak powinno. Siedziała w nich bowiem urocza dziewczynka, która w głowie chłopaka była znana jako "cudowna przeszłość". Ostatnio często rozmyślał o swojej, pierwszej przyjaciółce. Co u niej? Jak się trzyma? Czy wszystko w porządku? Wspomina mnie jeszcze? Czy już o mnie zapomniała? Miał tak wiele pytań, ale wiedział, że na żadne raczej nie otrzyma odpowiedzi. Młodsza dziewczyna wiedziała o nim najwięcej ze wszystkich. Ba! Ona wiedziała o nim kompletnie wszystko. Są rzeczy, których nie wie nawet rodzina, a są one ukryte w myślach zarówno szatynki, jak i szatyna. Tylko ich dwójka. Zgrany duet... Duet, który miał się nigdy nie rozpaść.
    — Jestem idiotą — szepnął opierając łokcie o swoje kolana i chowając twarz w dłoniach.
    — Powiedz nam coś, czego nie wiemy — usłyszał znajomy głos i gdy podniósł głowę ujrzał uśmiech blondyna i wlepione w niego, cztery pary oczu.
    — W dodatku wcale nas nie słuchasz — dodał Loczek. — Co z tobą, LouLou?
    Wzrok najstarszego utkwił w twarzy Harry'ego. Jak on mnie nazwał? Nigdy wcześniej nikt tak do mnie nie mówił... oprócz niej. W jego głowie od razu zaczęły szaleć wspomnienia. Tak, jakby ktoś odtwarzał film, jednak jedno wspomnienie pozostało dłużej niż inne.

    Czternastoletnia dziewczynka siedziała wygodnie na kanapie i oglądała swoją, ulubioną bajkę, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk dzwonka.
    — Ja otworzę — usłyszała głos taty, więc nie podnosiła się z miejsca tylko dalej z uwagą wpatrywała się w telewizor.
    Thomas podszedł do drzwi i otworzył je, po czym lekko uśmiechnął się do osoby, która stała przed nim.
    — Dzień dobry, panie Carter — usłyszał melodyjny głos chłopca. — Jest Melanie?
    — Oczywiście. Wejdź, już ją wołam — odparł i wpuszczając gościa do mieszkania, udał się do salonu. — Melanie, Louis przyszedł — oznajmił, uśmiechając się do dziewczynki.
    Szatynka szybko zerwała się z miejsca i pobiegła do przedpokoju, gdzie jej gość zdejmował drugiego buta. Uśmiechnęła się promiennie w jego stronę, ale jej uśmiech szybko znikł, gdy zobaczyła, że jej przyjaciel jest bliski płaczu. Szybko złapała go za rękę i pociągnęła na piętro, gdzie znajdował się jej pokój. Szesnastolatek usiadł na łóżku, opierając się plecami o ścianę. Chwilę później Melanie siedziała tuz obok szatyna i patrzyła na niego wyczekująco.
    — Co się stało, LouLou? — zapytała łagodnie po długiej ciszy.
    — Mel – odwrócił głowę, by spojrzeć szatynce w oczy. — Ona ze mną zerwała.
    — Och, tak mi przykro — zareagowała szybko i mocno przytuliła do siebie chłopca.
    Trwali tak bardzo długo. Louis leżał z głową na kolanach szatynki, natomiast ona siedziała z wyprostowanymi nogami, a plecami nadal opierała się o ścianę. Gdy chłopak pozwalał sobie na chwilę słabości i dawał upust swoim łzom, ona bawiła się jego włosami. Wiedziała, że jedyne czego jej przyjaciel teraz potrzebuje to ciszy i chwili, gdy może spokojnie wylać swoje smutki. Wiedział, że ona jako jedyna nie będzie śmiała się z jego łez. To była prawdziwa przyjaźń. Zdawał sobie sprawę z tego, że zawsze może liczyć na Melanie, tak jak ona na niego. To co ich łączyło było wyjątkowe i... miało być wieczne.


    — Muszę ochłonąć — wyznał Tomlinson, po czym wstał i wyszedł na taras.
    Złapał się barierki i opuścił głowę, zamykając oczy. Jego myśli szalały. Może powinien do niej zadzwonić? Bzdura! Pewnie już dawno zmieniła numer! Mimo swoich zaprzeczeń miał nadzieję, że ona czeka, aż on do niej zadzwoni. Jednak wiedział, że na pewno tak nie jest. Żałował, że ich znajomość tak się zakończyła, ale zdawał sobie sprawę z tego, że w większej części to on zawinił i raczej nigdy nie uda mu się wszystkiego naprawić. Wiadomość, że ją zranił bolała go najbardziej, a fakt, że odrzuciła jego zaproszenie na finałowy odcinek X Factora była dla niego tak bolesna, że gdy tylko zszedł ze sceny i dowiedział się, że jej nie ma, po prostu uciekł do łazienki i dał upust emocjom poprzez łzy. Kilka dni po tym wydarzeniu dostał od niej list, który nadal leży w jego szufladzie i...
    — Tommo, musimy jechać — usłyszał głos Zayna.
    Zacisnął dłonie na barierce tak mocno, że aż pobielały mu kostki, po czym zacisnął mocniej zamknięte powieki i wziął dwa głębokie oddechy. Gdy emocje trochę się w nim uspokoiły, skinął głową w stronę Mulata, wyminął go i wszedł do środka.
 
~*~
    Melanie siedziała przed telewizorem i zajadając się popcornem, oglądała jakiś horror, który bardziej ją śmieszył niż przerażał, ale chyba nie można się dziwić, przecież dziewczyna codziennie zabija ludzi, więc mało co może ją przerazić. Gdy kolejny zmutowany człowiek, zjadał histerycznie wrzeszczącą kobietę, dziewczyna wstała i udała się do kuchni, by przygotować kolejną porcję słonej przekąski. Kiedy tylko przekroczyła prób zauważyła wibrujący na szafce telefon, szybko podeszła i odebrała przychodzące połączenie.
    — Na litość Boską, Mo! Jak długo można do ciebie dzwonić?! — usłyszała krzyk, na co odsunęła lekko urządzenie od swojego ucha.
    — Błagam, Emily, nie krzycz. Ogłuchnę kiedyś przez ciebie.
    — Wiesz ile razy już do ciebie dzwoniłam?! Mam ochotę cię udusić.
    — Przepraszam, okey? Miałam wyciszone dźwięki.
    — Ugh, nieważne. Masz jutro sesję zdjęciową.
    — Jutro? A rozmawiałaś z Teo?
    — Posłuchaj, Mo. Mam gdzieś czy Teo ma jutro jakąś sprawę, czy nie. Załatwiłam ci świetną sesję z boyband'em i masz się na niej pojawić.
    — Emily, oddychaj. Wdech, wydech, wdech wydech. Spokojnie. Pojawię się, ale zadzwoń i go o tym poinformuj, dobrze?
    — Jasne, zaraz zadzwonię.
    — Dzięki.
    — Więc tak, w studiu masz być na 12:00 i ani minuty spóźnienia, zrozumiano?
    — Tak jest, kapitanie!
    — Nie pogrążaj się, Mo. Nadal mam ochotę cię udusić. Do jutra.
    — Pa, Em – rozłączyła się, po czym włączyła dźwięki.
    Wróciła do salonu, wyłączyła telewizor i ustawiając sobie budzi, ruszyła po schodach do sypialni. Po szybkim orzeźwieniu się, położyła się i w mgnieniu oka zasnęła.
    Dźwięk rozbijającego się szkła, wybudził szatynkę ze snu. Szybko podniosła się i spojrzała na zegarek. 9:08. Siedziała spokojnie i wsłuchiwała się w jakiekolwiek dźwięki. Chwilę później usłyszała sunące po gumolicie odłamki szkła. Ktoś był w jej mieszkaniu. Wyciągnęła spod poduszki pistolet, przeładowała go i po cichu zaczęła schodzić po schodach. Czyżby kolejny samobójca chciał mnie okraść?



Od autorki: No cześć kochani!
Z góry przepraszam, że tak długo musieliście czekać na rozdział. Miałam go napisanego, ale nie miałam czasu, by go przepisać. Obiecuję, że na kolejny nie będziecie musieli tyle czekać. Już mam w połowie przepisany, a jestem chora, więc pewnie do końca tygodnia przepiszę go w całości i wezmę się za przepisywanie kolejnych. W ramach wynagrodzenia, macie taki długi rozdzialik.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem. Liczę, że tutaj będzie ich tyle samo, co pod poprzednim postem, a może nawet więcej. ;3
Czekam na wszystkie wasze opinie.
Do następnego! <3
Następny rozdział?
Na 100% będzie 05.10.2013. :)

6 komentarzy:

  1. super nie moge sie doczekac nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże Kinga ! ;D
    Genialny jest ten rozdział ! Jaka go czytałam to aż nie mogłam uwierzyć, jaki ty masz wielki talent ! ;D
    Bardzo fajnie wszystko opisujesz,tak że można sobie wszystko wyobrazić tak na maksa ;D I to mi naprawdę bardzo się podoba ;D
    Do tego fajnie umiesz utrzymać tajemnice, powoli ją ujawniając ;) I dobrze trzymasz w napięciu :D
    No po prostu bomba ! ;D
    No no czyżby Lou i Melanie mieli się spotkać ^^ oh ! oby ! Ciekawe co się wydarzy i jak na siebie zareagują ;D mam nadzieję, że kiedyś sobie wybaczą ...
    Do tego ten blondyn, który ją śledził ! Ciekawe kto to jest ! może niedługo się dowiemy ^^
    czekam czekam czekam ! W wielkim napięciu ♥
    do następnego ;*
    ♥♥♥
    http://justgivemeafreelove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. O Matko! To jest takie cudowne!
    Te emocje.. to wszystko!
    Jak ona zabija tych ludzi i w ogóle!
    Ciekawa jestem czy rozpoznają się na tej sesji.. wydaje mi się, że tak.
    Ta sytuacja z tym chłopakiem.. ostroo XD
    Ej, ale serio ktoś się wkradł do jej domu? Naprawdę ciekawość mnie zje, chyba!
    Czekam na next <3
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko on jest świetny!
    Po prostu boooooooooooooomba!
    I taki długi...
    Nie mogę się doczekać następnego!

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg piszesz świetnie !!! Nie mogę się doczekać następnego !!
    Boooski !!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest cudowne *__*
    Masz wielki talent :)
    Świetny jest ten rozdział
    Już czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, za Twój komentarz, K. <3

KOCHANE PERILANATORS!