niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 10.


Szatynka siedziała przy stole z głową wspartą na dłoni. Dochodziła dziesiąta, a oczy same jej się zamykały. Cała noc nieprzespana po wrażeniach poprzedniego dnia, to zdecydowanie nie jest dobry pomysł. Jednak musiała czekać na przyjście Jeremy'ego, który miał naprawić wyrządzone w mieszkaniu szkody, za które dziewiętnastolatka cały czas się obwiniała. Nie potrafiła wybaczyć sobie tego, co stało się poprzedniego wieczora. Na samo wspomnienie czuła nieprzyjemny dreszcz w dole kręgosłupa. Mogli przeze mnie zginąć, myślała, zadręczając się jeszcze bardziej. Musiała zająć się czymkolwiek, więc po spojrzeniu na zegarek podniosła się z miejsca i podeszła do blatu kuchennego, wyciągając z chlebaka kilkanaście kromek, wyjęła również z lodówki masło i odpowiednie składniki, po czym zaczęła przygotowywać śniadanie dla wszystkich. Jej myśli na chwilę ucichły, gdy skupiła się na robieniu kanapek, jednak zadanie zbyt szybko się skończyło.
 - Już nie śpisz? – usłyszała szept przyjaciółki, gdy stawiała talerz na stole. Podniosła wzrok i dostrzegła zaspaną blondynkę... nadal była nieco przestraszona. – Nie spałaś, prawda?
Szatynka pokiwała przecząco głową, wstawiając wodę na poranną kawę. Emily usiadła przy stole, obserwując z uwagą młodszą dziewczynę. Nie wiedziała, czy powinna teraz coś powiedzieć, czy może Melanie potrzebuje akurat teraz ciszy. Nigdy nie potrafiła dokładnie tego odczytać.
 - Mo – odezwała się cicho, a dziewczyna odwróciła się w jej stronę, przekrzywiając głowę. – Czy ty... obwiniasz się za to, co się stało? – zapytała, a na twarzy dziewiętnastolatki pojawił się słaby grymas, po czym westchnęła głośno i zalała wrzącą wodą cztery, naszykowane wcześniej, szklanki.
 - Zaglądałaś do niego? – zapytała, ignorując pytanie przyjaciółki.
 - Nie, jeszcze nie – odparła i uśmiechnęła się delikatnie w podziękowaniu, gdy dziewczyna podsunęła jej szklankę z gorącą kawą. – Nie powinnaś się obwiniać, Mo.
 - Dobrze wiesz, że to moja wina – szepnęła krótko, przeczesując włosy palcami. – Pójdę i sprawdzę, co z nim – dodała i opuściła kuchnię.
Nie chciała wysłuchiwać oświadczeń, które przekonywałyby ją, że nie jest niczemu winna. Dobrze wiedziała jaka jest prawda. Nie potrafiła sobie wybaczyć tak skrajnej nieodpowiedzialności. Powinna zadzwonić do Teo, załatwić ochronę, cokolwiek... jednak tego nie zrobiła i jej znajomi prawie przypłacili za to życiem. Wciągnęła ze świstem powietrze, stając przed drzwiami pokoju przyjaciela. Próbowała opanować choć trochę emocje i gdy jej się to udało, zapukała kilka razy, po czym weszła do środka. Podeszła bliżej łóżka i przykucnęła przy nim, odgarniając pojedyncze kosmyki jasnorudych włosów z jego czoła. W tej samej chwili powieki chłopaka nieco drgnęły, a po chwili otworzył oczy i spojrzał zaskoczony na przyjaciółkę, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
 - Tak bardzo się o ciebie martwiłam – szepnęła, gdy chłopak pociągał się, by usiąść na łóżku. – Myślałam, że... że...
 - Shh – uciszył ją, wyciągając ręce w jej stronę. – Chodź do mnie.
Nie czekając ani chwili dłużej, usiadła na skraju łóżka i przytuliła się do przyjaciela. Zacisnęła mocno powieki, czując, że zbiera jej się na płacz. Nie mogła na to pozwolić, nie była tak słaba, by się rozpłakać. Westchnęła zacieśniając uścisk jakim darzyła młodszego chłopaka. 
 - Coś mnie ominęło? Jesteś strasznie zestresowana – odezwał się po chwili, gdy szatynka odsunęła się od niego.
Otworzyła usta, by zacząć opowieść o tym wszystkim, co ostatnio się wydarzyło, jednak po chwili z powrotem je zamknęła. Nie była pewna, czy powinna zalać poszkodowanego przyjaciela takim gradem wydarzeń. Zagryzła dolną wargę i opuściła wzrok zastanawiając się nad tym, co powinna zrobić. Jednak nie potrafiła oszacować... czy lepiej byłoby ukrywać to wszystko, czy może w końcu wyznać to, co ją męczy?
 - Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć, prawda? – zapytał, na co dziewczyna skinęła głową. – Chcę wiedzieć, Mo.
Przygryzła wnętrze policzka, zbierając się w sobie, po czym zaczęła opowiadać. Mówiła o wszystkim. O wiadomościach, które dostawała od ponad roku, o powrocie Louisa, który nie był dla niej zbyt komfortowy. Opowiedziała o napadzie, jaki wczoraj miał miejsce, na co Rock wyraźnie się przeraził, po czym przeszli do lżejszych tematów.

~*~

  - Lou? Myślisz, że teraz brzmi lepiej? – usłyszał głos Harry'ego.
Spojrzał na chłopaka ze zmarszczonymi brwiami, nie mając pojęcia, o co właśnie zapytał. Nic do niego nie docierało i ani trochę nie interesował się tym, co działo się dookoła. Myślami był kilka kilometrów od studia, przy wysokiej szatynce, wyobrażając sobie jak bardzo wyżywałaby się teraz na nim słowami. Odkąd ją spotkał, nie potrafił o niej zapomnieć... w sumie to on nigdy tego nie potrafił. Zawsze była w jego umyśle, przypominając o tym, co razem przeżyli, czego doświadczyli i...
 - Teraz jest o wiele lepiej – odezwał się Zayn, ratując siedzącego cicho szatyna. – Louis na pewno się ze mną zgadza.
 - Czemu po prostu sam tego nie powie?
 - Wiesz, tak bardzo mi się podoba, że aż zaniemówiłem – powiedział, uśmiechając się nerwowo.
Styles przewrócił oczami. Doskonale wiedział, że starszy przyjaciel kłamie, jednak nie potrafił tego udowodnić. Poza tym nie zależało mu na kłótni. Po prostu chciałby, żeby wszystko było jak dawniej, gdy byli zawsze całą piątką, a nie trójką, ponieważ Zayn i Louis cały czas gdzieś znikają. Miał dość ich tajemnic, wymykania się z domu i wracania nad ranem. Tak jakby myśleli, że nikt ich nie słyszy, ale Harry zawsze słyszał.
 - Skoro skończyliśmy tą i mamy jeszcze dużo czasu to może zaczniemy inną? Wiecie, będziemy mieli dłużej spokój – wyjaśnił Niall, na co wszyscy mu przytaknęli.
Chwilę zastanawiali, co miałaby przekazać piosenka, po czym wzięli się za sklejanie przypadkowych słów, poprawiając sobie przy tym humory. Jedynie Tomlinson pozostawał w swoim świecie. Śmiał się, gdy słyszał śmiech przyjaciół, ale nie zwracał uwagi na to, co mówią. Wspomnienia zbyt bardzo go pochłonęły.

Siedemnastolatek szybkim krokiem przemierzał ulice doskonale znanego miasta. Droga niemiłosiernie mu się dłużyła, co tylko dodatkowo irytowało chłopaka. W zaskakującym tempie mijał kolejne budynki, jednak nawet nie spojrzał na żaden z nich. Chciał być już w parku, o niczym więcej nie marzył. Na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech, gdy zauważył korony wyższych drzew, rzucił się pędem w ich stronę i w mgnieniu oka znalazł się na jednej z brukowanych uliczek w starym parku. Ruszył w stronę małego stawu, znajdującego się w samym środku zieleni, wiedząc, że znajdzie tam przyjaciółkę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy po chwili zauważył siedzącą po turecku piętnastolatkę, rzucającą suchy chleb kaczką. Dostrzegł jaskrawożółty kabel słuchawek i jego uśmiech zniknął z twarzy. Przez chwilę przypatrywał się dokładnie profilowi dziewczyny, a następnie ruszył w jej stronę, siadając tuż obok. Zdziwiona szatynka podniosła wzrok na chłopaka, wyciągając z uszu słuchawki.
 - Co tu robisz? – zapytała niemal szeptem.
 - Szukałem cię, a nie odbierałaś, więc przyszedłem tutaj. Wiedziałem, że tu cię znajdę.
 - Przepraszam, że nie odebrałam, ja po prostu...
 - Rozumiem, Mellie. – Uśmiechnął się delikatnie, urywając kawałek starego chleba i rzucając go w stronę zwierząt.
Carter westchnęła cicho, wyłączając muzykę w telefonie, po czym z powrotem dokarmiała małe stworzenia, wpatrujące się w nią w oczekiwaniu. Żadne z nich się nie odzywało. To właśnie cisza była teraz potrzebna. Melanie mogła w spokoju poukładać sobie wszystko w głowie, a Louis mógł jej przekazać, że jest przy niej w każdej chwili, gdy tylko będzie go potrzebowała. Nie potrzebowała niczego, prócz tego zapewnienia. To właśnie ono sprawiało, że czuła się lepiej, czuła, że jest komuś potrzebna z wzajemnością. Gdy tylko pożywienie dla zwierząt się skończyło, dziewczyna przysunęła się bliżej towarzysza, opierając głowę na jego ramieniu.
 - Pokłóciłam się z Cathy... – W jej oczach zbierały się łzy, gdy opowiadała przyjacielowi całą sytuację, jaka między nimi zaszła. Nie mogła sobie sama z tym wszystkim poradzić.
Chłopak cierpliwie wysłuchiwał wszystkiego, co mówiła mu szatynka. Doskonale wiedział, że jest to dla niej trudne, a to tylko sprawiało, że bardziej cieszył się z jej wyznań, które i tak zdarzały się sporadycznie, ponieważ dziewczyna nie potrafiła mówić o uczuciach. To zawsze było jej słabym punktem. Wszystko tłumiła w sobie i dopiero w ostateczności o tym mówiła. Jednak Louis i Cathleen byli jedynymi, którym się zwierzała. Mimo wszystko, przyjaciółka nigdy nie usłyszała od niej tyle, co Tomlinson.
 - Wiesz, że nie możesz obwiniać jej za ten wyjazd? – zapytał szatyn, obejmując ją ramieniem, gdy skończyła mówić. – Przecież to nie jej wina, że wyjeżdża. Pewnie sama przeżywa teraz koszmar.
 - Wiem, LouLou. Tylko to naprawdę jest trudne. Mam tylko ciebie i ją. Nie potrafię sobie wyobrazić dnia bez któregokolwiek z was, a jeśli ona odejdzie to...
 - Rozumiem, Mellie, ale myślę, że skoro jej przeprowadzka jest nieunikniona to właśnie powinnyście spędzić ze sobą jak najwięcej czasu, bo później zostaną wam jedynie rozmowy przez telefon.
 - Myślisz, że jest na mnie wściekła?
 - Nie. Zna cię, pewnie spodziewała się takiego wybuchu – zaśmiał się, na co dziewczyna mu zawtórowała.
 - Wielkie dzięki – prychnęła, nadal cicho się śmiejąc.
Z lekkimi uśmiechami na twarzach siedzieli pogrążeni w ciszy. Wpatrywali się w taflę wody, w której odbijały się drzewa znajdujące się wokół. Pogoda dopisywała, więc dookoła biegały małe dzieci, które wesoło popiskiwały, bądź po prostu karmiły kaczki.
Szatynka nagle podniosła głowę z ramienia przyjaciela i wbiła w niego swoje przenikliwe spojrzenie. Zaskoczony jej gestem odwrócił się w jej stronę, wyczekując na jakikolwiek ruch.
 - LouLou – szepnęła, przygryzając wnętrze policzka. – Myślisz, że o sobie zapomnimy? W sensie ja i Cathy.
 - Ciężko to stwierdzić, Mellie. Myślę, że wszystko zależy od was, ale... wiesz, odległość potrafi wszystko zmienić – mówił cicho, wiedząc, że każde jego słowo coraz bardziej ją przygnębia. – Ale masz jeszcze mnie. – Uśmiechnął się, przytulając do siebie dziewczynę. – Ja nigdy o tobie nie zapomnę, kochanie.*
 - Obiecujesz? – szepnęła, wtulając się w przyjaciela.
 - Obiecuję.

 ~*~

 Dzień przeminął niewyobrażalnie szybko i gdy szatynka spojrzała na zegarek, zdziwiła się, że dochodzi już dziewiętnasta. Była zmęczona po nieprzespanej nocy, jednak siedziała w salonie razem z przyjaciółmi, co chwilę spoglądając na najmłodszego chłopaka, przypominała sobie jak bardzo się ucieszył, gdy zobaczył swojego brata całego i zdrowego.
 - Mo może powinnaś iść już spać? – odezwała się nagle blondynka. – Wyglądasz na wykończoną.
 - Tak też się czuję, ale posiedzę jeszcze trochę – odparła, a w całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu.
Emily szybko odebrała, wychodząc z pomieszczenia, by nie przeszkadzać pozostałym w oglądaniu filmu. Melanie dopiła chłodną już herbatę i wstała z miejsca, przeciągając się, po czym ruszyła z pustą szklanką w stronę kuchni. Przepłukała naczynie wodą, po czym wypełniła je colą i wróciła na swoje poprzednie miejsce na wygodnym, dużym fotelu. Upiła łyk zimnego napoju i odstawiła szklankę na stół, próbując skupić się na ekranie telewizora, jednak dźwięk przychodzącej wiadomości jej na to nie pozwolił. Wciągnęła ze świstem powietrze i z narastającym strachem wyciągała z kieszeni spodni telefon. 

Od: Rock. x
Mo, mam do Ciebie wielką prośbę. Pomożesz?

Zmarszczyła brwi przenosząc wzrok na przyjaciela. Nie miała pojęcia, o co chodzi i dlaczego nie zapytał o to wprost. Przecież siedział zaledwie kilka metrów od niej. Chłopak przewrócił oczami, kiwając głową w stronę siedzącego obok Nathana i wtedy szatynka wszystko zrozumiała. To było coś poważnego, skoro nie chciał by piętnastolatek się o tym dowiedział.

Do: Rock. x
Jasne, że tak. Więc, o co chodzi?

Wysłała wiadomość i przeniosła wzrok na film, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. W między czasie do salonu wróciła Emily, mówiąc dziewiętnastolatce, że mają coś do omówienia, jednak pozostawiła to na później i wszyscy wrócili do oglądania telewizji.


Od: Rock. x
Kilka osób wisi mi kasę. Teo kazał mi to dzisiaj załatwić. No, a ja tak jakby straszę wszystkich Tobą... Znaczy nie mówię dokładnie, że to Ty, ale mówię, że mam osobę, która w razie zwłoki skróci ich o głowę. Proooooszę, pomóż. Nie chcę iść tam sam. :(


Przez chwilę wpatrywała się w wiadomość, czytając jej drugą część kilka razy, po czym zakryła twarz poduszką i wybuchła donośnym śmiechem. Victor i Emily patrzyli na nią zaskoczeni, natomiast Nathan uśmiechał się nerwowo. Szatynka próbowała jakkolwiek zdusić rozbawienie, jednak, gdy tylko przypominała sobie treść SMS'a z powrotem wybuchała śmiechem.
 - Co cię tak rozbawiło? – zapytała blondynka, gdy tylko Melanie ochłonęła.
 - Wiesz... no ten... mój horoskop! – krzyknęła, gdy tylko pomysł wpadł jej do głowy. Horoskop, Mo? Serio? Tylko na tyle cię stać? Nabijał się z niej głos rozsądku. – Dziś był prześmieszny – dodała, poprawiając swojego wysokiego kucyka.
Dwudziestolatka popatrzyła jeszcze chwilę podejrzliwie na przyjaciółkę, po czym postanowiła nie drążyć tematu, wiedząc, że piętnastolatek mógłby dowiedzieć się czegoś, o czym wiedzieć nie powinien.


Do: Rock. x
Huhu, muszę być straszna, skoro jestem tak jakby Twoim "ochroniarzem". Za ile wychodzimy?

Od: Rock. x
Wielkie dzięki! Jesteś kochana. W sumie to jest 20:00. Daj mi kilka minut, żebym się przebrał i możemy iść.

Szatynka skinęła ledwo widocznie głową w stronę przyjaciela, po czym sięgnęła po szklankę z napojem i upiła kilka łyków. Odszukała w telefonie odpowiedni numer i wybierając go, wyszła z pomieszczenia.
 - Mo – usłyszała oczywiście oficjalny ton szefa.
 - Cześć, Teo. Chciałam cię prosić o podesłanie jakiejś ochrony, bo wychodzę z Rock'iem, a nie chciałabym powtórki z wczorajszego dnia.
 - Dlaczego wychodzicie? Chyba powinniście siedzieć w domu po tym wszystkim. Poza tym ty jesteś niewyspana.
 - Przecież kazałeś mu odebrać pieniądze. – Zmarszczyła brwi, otwierając drzwi swojego pokoju, po czym weszła do środka.
 - No tak, zapomniałem. W takim razie zaraz kogoś do was wyślę, nie wychodźcie dopóki oni nie przyjdą i nie rób bałaganu, Mo. Na razie musimy zachować ostrożność, reagujemy w ostateczności.
 - Znowu nam siedzą na ogonie?
 - Niestety tak, ale spokojnie, załatwię to.
 - Liczę, że ci się uda. W takim razie czekamy na ochronę.
 - W porządku. Powodzenia.
 - Dzięki – odparła, po czym rozłączyła się i rzuciła telefon na łóżko.
Wyjęła z szafy czarne, skórzane spodnie oraz bokserkę i luźną bluzę w tym samym kolorze. Poprawiła włosy, wiążąc je w wysokiego kucyka, po czym założyła wysłużone trampki. Wypiła duszkiem resztkę napoju i wyciągnęła z szufladki z bielizną pistolet, wsunęła go za pasek spodni i przykryła bluzą. Schowała do kieszeni telefon, wzięła z szafki pustą szklankę i zeszła na dół, kierując się do kuchni, gdzie zastała Emily.
 - Gdzie idziecie? – szepnęła blondynka, wbijając swoje spojrzenie w młodszą dziewczynę.
 - Rock ma parę spraw do załatwienia.
 - Zostajemy sami?
 - Nie, nie wyjdę z mieszkania dopóki nie przyjdą ludzie przysłani przez Teo. Nie zostawię was więcej samych burknęła szatynka, myjąc szklankę.
 - Przestań się obwiniać, nie mogłaś tego przewidzieć.
 - Mogłam, Em – westchnęła, po czym wyszła, zostawiając zdezorientowaną przyjaciółkę samą. Rock, zbieraj się – krzyknęła, wchodząc do salonu.
 - Gdzie? – odezwał się zaskoczony piętnastolatek, spoglądając raz na przyjaciółkę, raz na swojego brata. – Gdzie wy idziecie?
 - Musimy kogoś odwiedzić, Vi – wytłumaczyła dziewczyna, poganiając przyjaciela, po czym zajęła miejsce naprzeciwko najmłodszego współlokatora. – Nie martw się, niedługo wrócimy. – Uśmiechnęła się, gładząc chłopaka po plecach.
 - Na pewno?
 - Oczywiście, że tak! Czy ja cię kiedyś zawiodłam? – zapytała, unosząc jedną brew.
 - Nie – odparł z uśmiechem, po czym przytulił się do szatynki. – Dzięki, że go sprowadziłaś, Mo – mówił cicho.
 - To nic takiego, Vi. Twój uśmiech był największą nagrodą – szepnęła, całując czubek głowy chłopaka. – Swoją drogą, zbliżają się twoje urodziny, maluchu.
 - Tylko nie "maluchu" – burknął, krzywiąc się, na co Melanie zachichotała.
 - Dla mnie i tak jesteś takim słodkim maluchem – mówiła ze śmiechem, na co nastolatek wywrócił oczami. – Myślałeś już, co byś chciał dostać?
 - Jeszcze nie. – Uśmiechnął się lekko w odpowiedzi, jednak uśmiech zniknął, gdy usłyszał dzwonek do drzwi.
 - To zastanów się i daj mi jutro odpowiedź. – Mrugnęła w jego stronę, po czym wstała i poszła otworzyć drzwi.
Przed oczami ujrzała dwóch potężnej budowy mężczyzn. Zmierzyła ich wzrokiem i wpuściła do środka, gdy obydwoje ukazali odpowiednie znaki. Czarne litery "S" znajdujące się na ramieniu jednego z nich i przedramieniu drugiego oznaczały, że mężczyźni mają powiązanie ze SCARE. Tylko ci, którzy pełnili funkcję "ochrony" mieli takie znaki szczególne. Pozostali nie posiadali czegoś takiego, by nie wzbudzać podejrzeń detektywów śledczych.
 - Jestem Bruce – odezwał się jeden z nich, podając dłoń szatynce, która uścisnęła ją w geście przywitania. – A to jest Blaze. – Wskazał na stojącego obok blondyna, który wymienił taki sam uścisk z dziewczyną. – Miło cię wreszcie poznać, Mo. Nie sądziliśmy, że kiedykolwiek będziemy mogli z tobą współpracować.
 - Cóż, nie współpracujecie ze mną – mówiła cicho. – Zostajecie tutaj. Waszym zadaniem jest pilnowanie porządku dookoła. W domu zostaje Emily, która jest od nas i Victor, który o niczym nie wie, więc macie pod żadnym pozorem nie nawiązywać przy nim do SCARE. W razie czego jesteście moimi przyjaciółmi ze szkoły. Wczoraj mieliśmy tutaj drobny napad. Teo wam to tłumaczył, tak? – przerwała, pytając i gdy zobaczyła skinięcia kontynuowała. Więc macie nie dopuścić do czegoś podobnego. Możliwe, że sprawca tego wszystkiego cały czas kręci się w okolicy. Jakieś pytania?
 - Ja mam. Ile lat ma ten Victor i kim on jest? – zapytał Blaze.
 - Piętnaście, to brat Rock'a, jednego z nas.
 - Jak długo tu zostajemy? – dopytywał Bruce.
 - To zależy od mojego powrotu. Gdybym wróciła później to nie musicie się martwić, zapewnimy wam nocleg – odparła oficjalnie. – Coś jeszcze?
Mężczyźni pokiwali przecząco głowami, po czym całą trójką ruszyli do salonu. Melanie przedstawiła ochroniarzy, po czym razem z młodszym chłopakiem opuściła mieszkanie. Po długim marudzeniu szatynki, osiemnastolatek zgodził się, by podjechać dwa przystanki autobusem, więc po chwili siedzieli już na miękkich siedzeniach i czekali, aż znajdą się w pobliżu starych kamienic. Cały czas prowadzili luźną rozmowę na wszystkie możliwe tematy, co chwila wybuchając śmiechem. W autobusie znajdowała się jedynie niska staruszka posyłając im cały czas groźne spojrzenia, które miały jakoś ich uciszyć, jednak to nie pomagało, więc kobieta po jakimś czasie zrezygnowała. Gdy pojazd stanął na odpowiednim przystanku obydwoje wyszli z autobusu i w ciszy wrócili się kawałek do odpowiedniej uliczki.
 - Ale powiedz tak szczerze – odezwała się nagle dziewczyna. – Aż tak bardzo straszna jestem? – zapytała rozbawiona.
 - Och, daj spokój! Musiałem coś wymyślić, a przecież nie mogłam ich postraszyć Emily. Weź sobie ją wyobraź na twoim miejscu. – Dziewczyna przez chwilę rozmyślała nad słowami przyjaciela, po czym zmarszczyła brwi i spojrzała na niego.
 - To nierealne jest.
 - Sama widzisz. No, a jeśli mam być szczery to wściekła bywasz naprawdę straszna.
 - Dzięki – zaśmiała się, kiwając głową.
Nie mówili nic więcej, po prostu szli przed siebie cały czas mijając jakieś osoby, które pewnie poszukiwały jakiegokolwiek towaru, by zabić swój głód. Desperacja wręcz biła z ich oczu, gdy patrzyli na człowieka. Zrobiliby wszystko, by dostać narkotyki.
Osiemnastolatek rozglądał się dookoła w poszukiwaniu odpowiednich osób, jednak marnie mu to wychodziło. Zaczął mieć wątpliwości, co do ich obecności w tym miejscu. Wskazał jedną z gorzej wyglądających kamienic i dziewczyna weszła jako pierwsza do budynku. Gdy tylko znaleźli się na pierwszym piętrze rozległ się dźwięk wiadomości szatynki. Skrzywiła się i wyciągnęła z kieszeni telefon.

Od: Nieznany.
Nie spodziewałem się, że znajdę cię w takim miejscu, Mo. Jaki ten świat mały.

Dziewiętnastka zmarszczyła brwi rozglądając się po korytarzu, jednak poza nimi nie było na danym piętrze nikogo. Wyjrzała przez okno, poszukując kogokolwiek, kto trzymałby telefon w ręce, bądź patrzył w jej stronę, jednak nikogo nie dostrzegła. Odetchnęła zirytowana i schowała urządzenie, skupiając się na przyjacielu.
 - Idziemy wyżej? – zapytała, widząc zrezygnowanie, malujące się na jego twarzy.
 - W sumie możemy iść – odparł i szatynka ruszyła pierwsza.
Gdy stanęła na pierwszym schodku, na całym korytarzu rozległ się niewyobrażalnie głośny skrzyp. Rock stał w miejscu, wpatrując się w miejsce, skąd on dochodził, jednak Melanie powoli wchodziła coraz wyżej.
 - Mo, czekaj – odezwał się nagle chłopak, kiwając głową, by zeszła na dół.
Przewróciła oczami, jednak po chwili stała obok przyjaciela. Spojrzała w tę samą stronę, co on i przekrzywiła głowę, wpatrując się w dobrze znane osoby. Zmarszczyła brwi, gdy obydwaj spojrzeli na nią zaskoczeni.
 - Zayn? Louis? Co wy tu robicie?
 - Znasz ich, Mo? – wtrącił Rock, zanim którykolwiek z nich zdążył się odezwać.
 - Jasne, że tak. Czemu pytasz?
 - Bo to oni wiszą mi kasę.
To nie może być prawda.



* jeżeli ktokolwiek zastanawiał się kiedyś nad adresem URL
bloga, to teraz wiecie skąd on się wziął. :)

     Od autorki: Cóż, te wszystkie spóźnienia powoli stają się moją tradycją, hah. Hm, na dziś to by było tyle. Ach! Dziękuję za wszystkie głosy w Blogu Miesiąca i uroczyście informuję, że Peril wygrał tą kategorię. Jesteście kochani. :)
Czekam na wasze opinie odnośnie rozdziału i widzimy się za dwa tygodnie! x

9 komentarzy:

  1. Podoba mi sie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wat!!?? Jak to możliwe ?? Lou Zen?? Hał??? Świetny !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Omgg!!! Ale sie porobilo :ooo Co teraz ?! Ich bym sie najmnieej spodziewala no !;oo

    OdpowiedzUsuń
  4. Hah końcówka najlepsza hahaha :* czekam na next / Sally

    OdpowiedzUsuń
  5. Końcówka najlepsza <3 Coraz ciekawiej się robi :D Podoba mi się ! :*
    @foryoudear7

    OdpowiedzUsuń
  6. Woooow. Cos tak czulam ze Zayn i Lou ske w cos wplatali. XD hahhahahahah ;)
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  7. bosk ;3
    mrs.payne

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest świetnyy!!!! AAAAKOCHAM CIE;> pisz dalej poniewaz najlepiej Ci to wychodzi ;3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, za Twój komentarz, K. <3

KOCHANE PERILANATORS!